„Pod mocnym aniołem” Jerzy Pilch

Książka pozornie próbuje mieć jakąś fabułę, która związana jest z pojawienia się mafiozów i Albertyny (kobiety piszącej wiersze) w mieszkaniu narratora i głównego bohatera zarazem. Jednak jest to po prostu książka o piciu, o tym, co się dzieje, gdy się nie pije i o byciu na odwyku. Oddział deliryków, na który główny bohater trafiał już kilkanaście razy, mieści w swoich przestrzeniach niezwykle osobliwych ludzi, którzy oprócz bycia alkoholikami, „w cywilu” są na przykład wykładowcami, prawnikami czy jak główny bohater – literatami. Zdarzało się, że dziwności oddziału deliryków przywodziły mi na myśl Lot nad kukułczym gniazdem, tu nie ma jednak niepodzielnie panującej siostry oddziałowej, a jedynie ludzie, którzy po wyleczeniu nie potrafią stawić czoła rzeczywistości i zapijają ją, aby wkrótce na oddział wrócić.

To druga książka Pilcha, którą poznałam (tę przesłuchałam w interpretacji Andrzeja Grabowskiego) i przyznam, że niespecjalnie zachwyca mnie ani jego styl, ani sposób przedstawiania pewnych kwestii. Po obu książkach mam przed oczami typowego pilchowego bohatera, jako antycznego satyra śliniącego się na widok dwukrotnie lub trzykrotnie młodszej pięknej kobiety, który zwykłą chuć zasłania elokwencją. Może kiepsko trafiłam, a może coś w tym jest. Zresztą jeden z bohaterów wypowiada kwestię, której nie przytoczę dokładnie, ale brzmiała mniej więcej: „Kobietom należy ułatwić publikację [utworów], bo inaczej mogą zacząć się kurwić”, a która przypomniała mi nieco kontrowersyjny wywiad z Weroniką Gogolą (autorka robi mały pojazd po literackim światku i jego starych wyjadaczach).

Wracając jednak do Pod mocnym aniołem, nie do końca czuję tę książkę i tak jak jeden z pacjentów oddziału deliryków, Krzysztof Kolumb Odkrywca, stwierdzam, że „nie ma żadnej filozofii picia, jest tylko technika picia”. Nie do końca znajduję dla siebie samej wartości w książce nie tyle o alkoholizmie, co o piciu właśnie. I choć zdarzały się cytaty ciekawe, które sobie wynotowałam („jak połączyć głębię pijanej duszy z płycizną pijanego ciała?”), to jednak dla mnie to zdecydowanie za mało, aby docenić ten tytuł. Jedyna nadzieja, w tym, że autor napisał książkę jako tzw. dziennik uczuć, podobnie jak jego bohaterzy z oddziału deliryków, aby się zmierzyć, przepracować nałóg. Tylko to mogłoby dla mnie tłumaczyć sens powstania tego tytułu.

Książkę tę czytałam w ramach mojej akcji #czytajmyrazem2019, a moją współczytającą była Niekoniecznie Papierowe (którą częściej znajdziecie na instagramie).
Zobaczcie jej wpis o tej książce >>

Komentarze