„Mołdawia. Państwo niekonieczne” Kamil Całus
Po książkę o Mołdawii sięgnęłam z nieco krzywdzących pobudek, a mianowicie liczyłam, że w kontekście sąsiada dowiem się czegoś więcej o Rumunii, która od zeszłego roku jest moją małą obsesją czytelniczą. Okazuje się, że niesłusznie myślałam o Mołdawii tylko w kontekście Rumunii, bo jest to kraj z jeszcze ciekawszą i bardziej pokręconą historią, zdecydowanie wartą zgłębienia.
Autor w każdej części porusza inny temat związany z istotą mołdawskości: problem emigracji, tożsamości, zjednoczenia z Rumunią, dwa separatystyczne ruchy w ramach państwa czy polityczne gierki Plahotniuca. Jedynie ostatni wymieniony przez mnie temat nieco mnie znużył. Był zbyt długi, autor dość szczegółowo opisuje, jak Vlad Plahotniuc stał się de facto oligarchą i cała władza była mu podporządkowana, a także z zacięciem dziennikarza śledczego przybliża aferę z wyprowadzeniem miliarda dolarów z budżetu ponoć najbiedniejszego kraju w Europie. Dla osoby niezbyt skupionej na polityce ten obszerny rozdział może być nużący (choć dla całego kontekstu, nie przeczę, też istotny), jednak później autor wraca do kwestii socjologicznych, które są znacznie ciekawsze.
To, co dla mnie było najistotniejsze, co najwięcej dało mi do myślenia, to spora część poświęcona rozważaniom na temat tożsamości Mołdawian. Nie tylko są oni rozdarci pomiędzy Rumunią i Rosją, ale także pomiędzy tym, czy są właściwie odrębnym narodem, czy są Mołdawianami czy może jednak besarabskimi Rumunami, a może po prostu „tutejszymi”, czy mówią językiem rumuńskim czy mołdawskim – sami nie wiedzą, czy ich odrębna tożsamość jest realna, czy może jednak została sztucznie stworzona ze względów politycznych. I z tym tematem płynnie łączy się kolejny, przybliżający zawiłości związane z połączeniem się z Rumunią, o tym że ta narracja jest wciąż żywa, ale jednak nikt tak naprawdę tego połączenia nie chce, bo wiązałoby się to z ogromnymi kosztami, a także byłoby punktem zapalnym w Naddniestrzu i w Gagauzji. A swoją drogą te „państwa w państwie” również są niezwykle ciekawym tematem do dalszego zgłębiania i cieszę się, że Kamil Całus trochę nakreślił ich kwestię.
Podoba mi się też to, że autor niekiedy wspomina o różnych tworach kultury – obrazie, utworach literackich czy współczesnych piosenkach – z którymi czytelnik może się zapoznać, a przez to przynajmniej trochę lepiej poznać Mołdawian. Piosenka Moldovenii s-au născut grupy Zdob și Zdub z pewności wejdzie już na stałe na moją playlistę.
Podsumowując ten wyjątkowo jak na mnie długi wpis, książkę uważam za naprawdę godną uwagi i dobrze napisaną, choć tak jak wspominałam, fragment o Plahotniucu drastycznie bym okroiła i skompresowała zawarte tam informacje. Cała reszta jest bardzo dobra i wydaje mi się, że daje w miarę całościowe pojęcie o tym, czym (najpewniej) jest Mołdawia i kim (prawdopodobnie) mogą być Mołdawianie.
Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Czarne.
Autor w każdej części porusza inny temat związany z istotą mołdawskości: problem emigracji, tożsamości, zjednoczenia z Rumunią, dwa separatystyczne ruchy w ramach państwa czy polityczne gierki Plahotniuca. Jedynie ostatni wymieniony przez mnie temat nieco mnie znużył. Był zbyt długi, autor dość szczegółowo opisuje, jak Vlad Plahotniuc stał się de facto oligarchą i cała władza była mu podporządkowana, a także z zacięciem dziennikarza śledczego przybliża aferę z wyprowadzeniem miliarda dolarów z budżetu ponoć najbiedniejszego kraju w Europie. Dla osoby niezbyt skupionej na polityce ten obszerny rozdział może być nużący (choć dla całego kontekstu, nie przeczę, też istotny), jednak później autor wraca do kwestii socjologicznych, które są znacznie ciekawsze.
To, co dla mnie było najistotniejsze, co najwięcej dało mi do myślenia, to spora część poświęcona rozważaniom na temat tożsamości Mołdawian. Nie tylko są oni rozdarci pomiędzy Rumunią i Rosją, ale także pomiędzy tym, czy są właściwie odrębnym narodem, czy są Mołdawianami czy może jednak besarabskimi Rumunami, a może po prostu „tutejszymi”, czy mówią językiem rumuńskim czy mołdawskim – sami nie wiedzą, czy ich odrębna tożsamość jest realna, czy może jednak została sztucznie stworzona ze względów politycznych. I z tym tematem płynnie łączy się kolejny, przybliżający zawiłości związane z połączeniem się z Rumunią, o tym że ta narracja jest wciąż żywa, ale jednak nikt tak naprawdę tego połączenia nie chce, bo wiązałoby się to z ogromnymi kosztami, a także byłoby punktem zapalnym w Naddniestrzu i w Gagauzji. A swoją drogą te „państwa w państwie” również są niezwykle ciekawym tematem do dalszego zgłębiania i cieszę się, że Kamil Całus trochę nakreślił ich kwestię.
Podoba mi się też to, że autor niekiedy wspomina o różnych tworach kultury – obrazie, utworach literackich czy współczesnych piosenkach – z którymi czytelnik może się zapoznać, a przez to przynajmniej trochę lepiej poznać Mołdawian. Piosenka Moldovenii s-au născut grupy Zdob și Zdub z pewności wejdzie już na stałe na moją playlistę.
Podsumowując ten wyjątkowo jak na mnie długi wpis, książkę uważam za naprawdę godną uwagi i dobrze napisaną, choć tak jak wspominałam, fragment o Plahotniucu drastycznie bym okroiła i skompresowała zawarte tam informacje. Cała reszta jest bardzo dobra i wydaje mi się, że daje w miarę całościowe pojęcie o tym, czym (najpewniej) jest Mołdawia i kim (prawdopodobnie) mogą być Mołdawianie.
Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Czarne.
Komentarze
Prześlij komentarz