„Pałac snów” Ismail Kadare
Mark-Alem dzięki wpływom swojego wuja zostaje zatrudniony w Pałacu snów – jednostce administracyjnej, która zajmuje się zbieraniem, opisywaniem, gromadzeniem i interpretowaniem snów obywateli z całego imperium. Dzieje się to po to, aby zawczasu odszukać Arcysen, sen proroczy, i zapobiec ważnym dla całego państwa katastrofom. A głównie zapobiegać zamachom stanu. Mark-Alem przekonuje się nie tylko o tym, że Pałac snów to instytucja nie tylko potężna rozmiarowo, ale także niezwykle wpływowa, a w jej licznych zakamarkach czasami dzieją się rzeczy, o których – nomen omen – nikomu by się nie śniło.
Historia ta to fikcja, ale autor korzystał z historii i stworzył alternatywę, odnogę. To nienazwane Imperium (można przypuszczać, że osmańskie) rozrosło się do niebotycznych rozmiarów i okazuje się, że niektóre kraje europejskie to jego prowincje. Trzymanie ręki na pulsie w kwestii snów wszystkich obywateli robi się zatem nie lada wyzwaniem i daje pojęcie, jak potężne siły muszą tkwić w tej niepozornej instytucji. Mark-Alem poznaje kolejne działy za sprawą swoich szybkich awansów, które są dla niego zagadką, szczególnie że należy do rodziny, która z Pałacem snów zawsze miała na pieńku. Dość późno zaczyna rozumieć, że jest pionkiem w politycznej rozgrywce, która niespecjalnie ma coś wspólnego z prawdziwym znaczeniem snów.
Bardzo podobał mi się pomysł na tę powieść i do pewnego momentu także wykonanie, choć pod koniec czytania moje zainteresowanie zaczęło nieco spadać. Wydaje mi się jednak, że warto spróbować sięgnąć po ten tytuł i razem z bohaterem zapuścić się w labirynty korytarzy tej teoretycznie onirycznej a jednocześnie bardzo przyziemnej instytucji. I choć uważam, że cytat na okładce z autora („Od dawna chciałem opisać piekło”) jest nieco przesadzony, to jednak książka z pewnością wpisuje się w nurt tytułów o państwach wzorowanych na komunistycznych i o inwigilacji obywateli.
#eurobooktrip 🌍 Albania
Historia ta to fikcja, ale autor korzystał z historii i stworzył alternatywę, odnogę. To nienazwane Imperium (można przypuszczać, że osmańskie) rozrosło się do niebotycznych rozmiarów i okazuje się, że niektóre kraje europejskie to jego prowincje. Trzymanie ręki na pulsie w kwestii snów wszystkich obywateli robi się zatem nie lada wyzwaniem i daje pojęcie, jak potężne siły muszą tkwić w tej niepozornej instytucji. Mark-Alem poznaje kolejne działy za sprawą swoich szybkich awansów, które są dla niego zagadką, szczególnie że należy do rodziny, która z Pałacem snów zawsze miała na pieńku. Dość późno zaczyna rozumieć, że jest pionkiem w politycznej rozgrywce, która niespecjalnie ma coś wspólnego z prawdziwym znaczeniem snów.
Bardzo podobał mi się pomysł na tę powieść i do pewnego momentu także wykonanie, choć pod koniec czytania moje zainteresowanie zaczęło nieco spadać. Wydaje mi się jednak, że warto spróbować sięgnąć po ten tytuł i razem z bohaterem zapuścić się w labirynty korytarzy tej teoretycznie onirycznej a jednocześnie bardzo przyziemnej instytucji. I choć uważam, że cytat na okładce z autora („Od dawna chciałem opisać piekło”) jest nieco przesadzony, to jednak książka z pewnością wpisuje się w nurt tytułów o państwach wzorowanych na komunistycznych i o inwigilacji obywateli.
#eurobooktrip 🌍 Albania
Komentarze
Prześlij komentarz