„Mr Gwyn” Alessandro Baricco

Pisarz Gwyn postanawia, i publicznie ogłasza to w gazecie, że nigdy nie napisze już żadnej powieści. Początkowo nie wie, co dalej zrobić ze swoim życiem, aż w końcu decyduje, że będzie pisał portrety. Nie jest to jednak takie proste, bo tak jak malarz potrzebuje do tego specjalnie przygotowanej pracowni, a także pierwszej osoby, na której mógłby przetestować swój nowy pomysł.

Przeczytałam wcześniej inny tytuł Baricco, Trzy razy o świcie, który jest książką wymyśloną właśnie w Mr Gwynie, a potem rzeczywiście wydaną i niezależną od tego dzieła. W Trzy razy o świcie bardzo podobała mi się cała koncepcja, sposób zbudowania tych trzech niezależnych, ale jednak połączonych historii. To co mnie urzekło w Mr Gwynie to bardziej ten klimat, który autor serwuje nam podczas tworzenia portretów, szczególnie tego pierwszego. Gwyn rzeczywiście jest swego rodzaju artystą i dopracowuje pracownię, scenerię w każdym detalu i właśnie to wydaje mi się w tej historii wręcz magiczne. Kiedy idzie do twórcy żarówek, aby ten przygotował mu takie ze specjalnym światłem i które będą gasły po kolei po odpowiednim czasie, a ten przynosi mu dopieszczone w każdym detalu „Katarzyny Medycejskie”, jak je nazywa, to jest w tym trochę magii. Sam pomysł wydaje mi się dość oryginalny i nie przypominam sobie, abym gdzieś na coś takiego trafiła. Dlatego też pierwsza część książki pozostaje dla mnie bez zarzutu, w drugiej zaś dochodzi lekki wątek sensacyjny, który mniej mi odpowiadał, choć nie przeczę, że może on powodować lekki dreszczyk emocji związany z odkrywaniem tajemnicy pisarza.

Druga przeczytana przeze mnie książka Baricco potwierdziła to, co wiedziałam już po pierwszej, a mianowicie, że jest to autor o ciekawych pomysłach, którym warto się zainteresować i sukcesywnie czytać jego pozostałe wydane u nas książki.

Komentarze