„Blackout” Marc Elsberg

Co by się stało, gdyby w Europie nagle nie było prądu? Powiedzmy, przez 10 dni? Okazuje się, że bardzo wiele i to działyby się rzeczy, których na co dzień sobie nie uświadamiamy. W tej historii awarie zaczynają się od Włoch i Niemiec, miejsc, gdzie zostały już wprowadzone komputerowe liczniki, a więc zarządzanie nimi może odbywać się cyfrowo a nie mechanicznie. Sztaby ludzi ze wszystkich ważniejszych instytucji w Europie pracują nad tym, aby nie tylko dowiedzieć się, czym jest spowodowana ta awaria oraz by przywrócić prąd, ale także aby zapewnić ludziom podstawowe warunki potrzebne do przetrwania.

Każdy, kto lubuje się w książkach katastroficznych czy trochę w klimacie postapokaliptycznym, do tego z wątkiem sensacyjnym, z pewnością będzie bardzo zadowolony z lektury. Trzeba przyznać autorowi, że tak jak w Helisie włożył ogrom pracy w research i wymyślił spójną wizję rozkładającej ludzi na łopatki katastrofy. A co najgorsze dość wiarygodnej.

Jedyne zarzuty, jakie mam i są one absolutnie subiektywne, to fakt, że znów wiele wydarzeń i dialogów ma w sobie mnóstwo typowych dla amerykańskich tworów sensacyjnych (książkowych i filmowych) pompatyczności, przesadnego bohaterstwa i chęci ratowania świata. A czarny charakter, zwany złolem, oczywiście musi się na końcu wygadać, choć dodam z odrobiną złośliwości, że zabrakło mi jego złowieszczego śmiechu. Jeśli to Wam nie przeszkadza, to w kategorii książki rozrywkowej ten tytuł jak najbardziej się sprawdzi.

Komentarze