„Długa podróż więźnia” Sorin Titel
Więzień jest prowadzony przez dwóch strażników. Nie wiemy gdzie, nie wiemy, ile drogi przed nimi, nie wiemy, co takiego zrobił skazany, ani jaka kara go czeka. Wiemy tylko, że gdzieś zmierzają. Po drodze więzień ma zwidy, widzi kobiety, które były ważne w jego życiu – ukochaną, matkę. Z czasem czytelnik zauważa, że realistyczny wymiar tej wędrówki nie istnieje, ponieważ trzech mężczyzn podróżuje, a pory roku co i raz się zmieniają, choć nienazwany kraj chyba się nie zmienia – wędrują więc latami i przemierzyli już zapewne tysiące kilometrów. Z czasem sztywny podział ról między nimi się nieco rozluźnia, powoli zapominają, że więzień jest więźniem, do tego nie są pewni co do tego, kim byli przed tułaczką, czy mieli rodziny, dzieci. I tak jak dziś postrzegamy wędrówkę raczej jako poszukiwanie siebie, tak tu bohaterowie stopniowo tracą wspomnienia, które mieszają się między sobą, tracą też z oczu cel. Dość osobliwa była to lektura, choć niewielka objętościowo i z tego, co doczytałam, wpisuje się w poglądy autora związane z pojęciem modalności, a więc sposobu istnienia rzeczy lub zjawisk. I rzeczywiście, myślę, że jest tu sporo elementów do głębszych rozważań filozoficznych.
Komentarze
Prześlij komentarz