„Nigdy, nigdy, nigdy” Linn Strømsborg

„Nigdy, nigdy, nigdy” Linn Strømsborg | fot. Jeden akapit
Myślę, że to jedna z tych książek, którą można zdecydowanie różnie, skrajnie odbierać w zależności od własnych poglądów. Bardziej niż powieść są to dla mnie scenki z życia 35-letniej kobiety, która wybrała świadomie, że nie chce mieć dzieci. Wszystkie te epizody z jej życia ukazane w książce mniej lub bardziej zahaczają o posiadanie dzieci lub podejścia do tematu. 

To co zwróciło moją uwagę, to że każda kobieta w rodzinie bohaterki prezentuje trochę inny wariant. I tak jej matka zaszła w ciążę niespodziewanie, w młodym wieku i niespecjalnie miała kiedy się zastanowić nad swoim podejściem. Oprócz tego mówi córce, że utrzymuje z nią kontakt, bo lubi spędzać z nią czas, a nie dlatego, że jest ona jej dzieckiem. Dziadkowie od strony ojca bardzo długo starali się o dziecko, którego pragnęli najbardziej na świecie i udało się im wreszcie, ale bardzo późno, po wielu chwilach zwątpienia. Rodzice matki bohaterki mieli i wychowali trójkę dzieci, ale tylko dlatego, że wtedy tego się oczekiwało i gdy tylko potomstwo było na tyle dorosłe, aby samo o siebie zadbać, wyjechali do Hiszpanii i cieszą się tam życiem we dwójkę, wśród nowych znajomych, niespecjalnie mając ochotę utrzymywać relacje z rodziną. I choć ostatnia postawa bezpośrednio bohaterkę dotyka, to jednak widzi ona prawo dziadków do takiego wyboru życiowego.

I myślę, że głównie o to trochę się w tej książce rozchodzi – o wybór, który jest dokonywany przez każdą jednostkę. I nie ma to nic wspólnego z egoizmem. W książce przewija się wiele tekstów, które bezdzietne kobiety permanentnie słyszą w swoim otoczeniu, a które mają poniekąd podważać to, że dokonały świadomego wyboru i niestety, najczęściej słyszą je od innych kobiet. I tak jak pisałam na początku – ważność tej książki będzie trochę zależała od punktu siedzenia czytelniczki, czy odnajduje siebie w tych sytuacjach, czy zupełnie się z nimi nie utożsamia.

Poniżej dwa cytaty, które zostały ze mną po lekturze – o byciu matką na całe życie i o oczekiwaniach społecznych (i wewnętrznych) wobec kobiet-matek.

 

„Anniken powiedziała mi, że moje wszystkie myśli i strachy wokół posiadania dziecka można porównać z rozterkami kogoś, kto nie ma odwagi się zakochać, bo cały czas się boi, że zostanie porzucony przez obiekt swoich uczuć. Ale to nie to samo. Nie boję się, że coś się skończy albo zostanę porzucona. Obawiam się zamknięcia, uwięzienia w relacji, która sprawia mi ból. Można odejść od partnera, można się rozwieść, rozejść, rozstać i nigdy już ze sobą nie rozmawiać. Ale dziecka nie sposób porzucić, mamą zostaje się na zawsze. Zdaniem Anniken to najwspanialsze na świecie. Mnie zaś nic nie przeraża tak jak ta właśnie myśl.” (str. 204)

„Kiedyś, gdy rozmawiałam z Philipem o tym, jak wyglądałoby nasze życie, gdybyśmy mieli dzieci, powiedziałam, że może byłabym dobrym tatą.
Philip wybuchł śmiechem i mnie poprawił: «Chyba dobrą mamą?».
– Nie, chodziło mi o tatę – odparłam.
Wszystko przez te oczekiwania co do tego, kim jest dobra matka i dobry ojciec. Matka jest wszystkim, matka musi być mądra i pełna ciepła, surowa i sprawiedliwa, wiecznie obecna i wszystkowiedząca. Ojciec natomiast chodzi do pracy, a gdy wraca, to jest już bardzo zmęczony, ojciec ma stać przy grillu i prowadzić auto, czytać gazety oraz wiedzieć, gdzie matka chowa słodycze. (...) Chciałabym redefinicji ról matki i ojca, ale wiem również, że gdybym została matką, to pewnie chciałabym robić wszystko sama i ostatecznie zwariowałabym ze stresu i braku snu. Nie przyznałabym, że potrzebuję pomocy i nie byłabym w stanie jej przyjąć od ludzi wyciągających do mnie rękę. Byłabym osobą, która krzyczy na ojca swoich dzieci ze złości i irytacji na wszystko, co on robi źle. Miałeś im dzisiaj zrobić inne kanapki, miałeś spakować do torby inne body, uzgodniliśmy przecież, że tego fotelika nie kupimy, czy ty mnie w ogóle słuchasz? Jednym uchem wpada, a drugim wypada, co? Myślisz chociaż trochę? Cały dzień siedzę w domu, sprzątam i piorę, w nocy oka nie zmrużyłam, bo ty się musiałeś wyspać, a potem jedziesz sobie do pracy i rozmawiasz z dorosłymi ludźmi, tymczasem ja co najwyżej wychodzę na spacer z wózkiem i dostaję gąbczastego zwyrodnienia mózgu. „Ale przecież ja też mógłbym zostać z dzieckiem?». Tylko że wtedy ty robiłbyś wszystko nie tak, a ja siedziałabym w pracy, tęskniła do domu i zastanawiała się, czy wszystko jest w porządku, przecież tyle rzeczy może pójść nie tak. Tak wiele rzeczy, cały czas.”
(str. 202)

Komentarze