„Niedźwiedzi bóg” Hiromi Kawakami

Książka ta to zbiór zawierający dwa opowiadania, a tak naprawdę – jedno. Autorka opublikowała opowiadanie Niedźwiedzi bóg w 1994 roku. Narrator lub narratorka idzie na spacer z niedźwiedziem, który zamieszkał w tym samym bloku. Idą nad rzekę, łowią ryby, spotykają ludzi korzystających z uroków ładnej pogody. Przyjemna historia, trochę bajkowa, w której czuć sielankę. Drugie opowiadanie w tym zbiorze jest tym samym, ale jednocześnie innym. Zostało wydane po 11 marca 2011 roku, kiedy Japonia musiała się zmierzyć z potrójną katastrofą: trzęsieniem ziemi o ogromnej silne, falą tsunami i stopieniem rdzenia reaktora w elektrowni atomowej Fukushima I. Jak pisze we wstępie Karolina Bednarz, wydarzenie te stały się dla Japończyków wielką traumą, z którą do tej pory trudno im sobie poradzić i o której niełatwo jest mówić. Autorka, w ramach komentarza, że japoński świat dzieli się na przed i po, przepisała pierwotne opowiadanie na nowo, zmieniając jego elementy w sposób subtelny, ale mocno oddziałujący na czytelnika, gdy ten zestawi obie wersje. Sielanka, zwykły spacer, zamienia się po części w ryzykowną wyprawę, a spędzanie czasu nad rzeką w radosnej atmosferze zdaje się być niczym wspomnienie z dzieciństwa, kiedy to świadomość trosk dorosłego życia nie zniekształca jeszcze dziecięcej naiwności i niewinności. W posłowiu autorka wspomina także o niechlubnym udziale człowieka w destrukcji środowiska naturalnego i siebie samego – bo choć nie można zarzucić człowiekowi, że to on spowodował trzęsienie ziemi, to jednak pęd do tworzenia rzeczy ograbiających naturę, wypaczających jej prawa, a przez to destrukcyjnych jest niewątpliwy. W przyrodzie jest równowaga – to człowiek ją zaburza. I czyż książka nie jest aktualna i nie będzie jeszcze bardziej, kiedy coraz więcej mówi się o katastrofie ekologicznej? Czy nie będzie tak, jak w opowiadaniu Hiromi Kawakami, że będziemy wspominać z nostalgią czasy, kiedy można było cieszyć się życiem wśród ptaków, drzew, nad nieskażoną wodą?

Co do samego wydania można by było czuć się zawiedzionym, że jest tu tak naprawdę tylko jedno opowiadanie w dwóch wersjach, jednak w moim odczuciu jak najbardziej zasługuje ono na bycie samodzielnym bytem, gdyż w ten sposób o wiele mocniej oddziałuje na czytelnika, niż gdyby znalazło się pośród wielu innych. Wstęp, jak zawsze, jest nieocenioną pomocą dla czytelnika takiego jaka ja, który o Japonii wie naprawdę niewiele, a mimo to próbuje ją trochę zrozumieć. Niezwykłością tego wydania jest także to, że opowiadania są zarówno po polsku, jak i po japońsku i choć ja patrzyłam na te wszystkie znaki z całkowitym brakiem zrozumienia, to potęgowało to u mnie wrażenie baśniowości czytanego tekstu. To mała lektura, przy której można jednak zatrzymać się na dużo dłużej, niż tylko czas potrzebny na jej przeczytanie.


Sprawdź też moje teksty o innych książkach wydanych przez Tajfuny: Ukochane równanie profesora, Zmierzch, Gąsienica, Gorączka złotych rybek, Układ(a)ne, Cytryna.

Komentarze