„Układ(a)ne” Aoko Matsuda
Japońska autorka w swoich opowiadaniach porusza kwestie współczesne i analogicznie umieszcza je w bardziej współczesnych formach. W zbiorze pojawia się pewnego rodzaju manifest feministyczny (kłamstwa codzienności niczym wodoodporny tusz do rzęs), mikrokosmos korporacji ułożony według przycisków w windzie, gdzie dzieją się niekiedy dość nieoczywiste rzeczy, każde piętro może być także jakąś alternatywną rzeczywistością, a ludzi określają jedynie litery. W opowiadaniu o Dziewczynie, która wkrótce bierze ślub również zastosowano zabieg wyzbycia się imienia, jednak myślę, że tu bardziej niż o anonimowość chodzi o poczucie, że jest to every(wo)man – i tak też zmienia się narracja, bo tytułowa bohaterka jest równocześnie bardzo wieloma postaciami. W Sadzonkach Margaret główna bohaterka wkłada do ziemi różne przysyłane jej przedmioty, które z czasem stają się coraz dziwniejsze. Może to swego rodzaju mała przypowieść o poszukiwaniu swojej tożsamości, miejsca i sensu w pracy, której nie rozumiemy?
W każdym z tych opowiadań znajdzie się jakiś ciekawy element, nad którym można się zastanowić. W moim odczuciu w opowiadaniu „korporacyjnym” przebija się przede wszystkim to, jak wszyscy ludzie udają, próbują być tacy, jacy naprawdę nie są, aby przypodobać się innym, a ci, którzy mają odwagę, aby robić coś na przekór, są źle postrzegani przez współpracowników. Jednak to, że z każdego tekstu, coś wyciągniemy, nie oznacza, że jest to z automatu wspaniałe dzieło. Przyznam, że właściwie cały ten zbiór w dużym stopniu mnie rozczarował. Miało być feministycznie, a jak dla mnie jest raczej prześmiewczo. Inna rzecz, że czytanie prozy korporacyjnej czy tej w formie manifestu (który miał być chyba zabawny) nie jest tym, co sprawia mi przyjemność. Te opowiadania są trochę nijakie i nie poruszyły we mnie zbyt wiele. Zdecydowanie najsłabsza, jak do tej pory, książka wydana przez Tajfuny.
Sprawdź też moje teksty o innych książkach wydanych przez Tajfuny: Zmierzch, Ukochane równanie profesora, Niedźwiedzi bóg, Gąsienica, Gorączka złotych rybek, Cytryna.
W każdym z tych opowiadań znajdzie się jakiś ciekawy element, nad którym można się zastanowić. W moim odczuciu w opowiadaniu „korporacyjnym” przebija się przede wszystkim to, jak wszyscy ludzie udają, próbują być tacy, jacy naprawdę nie są, aby przypodobać się innym, a ci, którzy mają odwagę, aby robić coś na przekór, są źle postrzegani przez współpracowników. Jednak to, że z każdego tekstu, coś wyciągniemy, nie oznacza, że jest to z automatu wspaniałe dzieło. Przyznam, że właściwie cały ten zbiór w dużym stopniu mnie rozczarował. Miało być feministycznie, a jak dla mnie jest raczej prześmiewczo. Inna rzecz, że czytanie prozy korporacyjnej czy tej w formie manifestu (który miał być chyba zabawny) nie jest tym, co sprawia mi przyjemność. Te opowiadania są trochę nijakie i nie poruszyły we mnie zbyt wiele. Zdecydowanie najsłabsza, jak do tej pory, książka wydana przez Tajfuny.
Sprawdź też moje teksty o innych książkach wydanych przez Tajfuny: Zmierzch, Ukochane równanie profesora, Niedźwiedzi bóg, Gąsienica, Gorączka złotych rybek, Cytryna.
Komentarze
Prześlij komentarz