Międzynarodowy Dzień Tłumacza ze Stowarzyszeniem Tłumaczy Literatury

Z tłumaczami jest u mnie jak z reżyserami filmów – kilku z nich znam, rozpoznaję lub przynajmniej kojarzę, a o reszcie zwykle nie pamiętam. Często mamy też tendencję do zwracania uwagi na tłumaczy w momencie, gdy coś nam w przykładzie zgrzyta.

Tłumacze to tacy cisi bohaterowie rynku książki, podobnie zresztą jak redaktorzy. Często chwalimy autora za język, za styl, a prawda jest taka, że tłumacz poświęca często mnóstwo pracy, aby tekst po polsku czytało się gładko lub przynajmniej stylistycznie podobnie jak w oryginale. Gdyby nie tłumacze, często nie mielibyśmy możliwości poznać wielu świetnych dzieł, które powstają w mniej znanych językach.

30 września obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Tłumacza. Z tej okazji Stowarzyszenie Tłumaczy Literatury (wraz z Eunicem) stworzyło wystawę „Portrety przekładu”, gdzie możecie zobaczyć 35 tłumaczy z różnych języków, opowiadających o książkach, którym poświęcili wiele godzin swojego życia. Wystawa ma przybliżyć postacie, które zwykle pozostają w cieniu – innymi słowy nadać ludzką twarz polskim przekładom.

Zajrzyjcie na stronę projektu dzientlumacza.pl i obejrzyjcie wystawę, a ja tutaj chciałabym wspomnieć o trzech tłumaczach z tego grona – dwoje z nich przetłumaczyło książki, które bardzo lubię, a trzecia osoba jako chyba obecnie jedyna w Polsce tłumaczy z języka kraju, który bardzo mnie zaintrygował.

„Matei Brunul” Lucian Dan Teodorovici – tłumaczyła Radosława Janowska-Lascar

Kto mnie obserwuje od dłuższego czasu, ten wie, że staram się sukcesywnie wyczytywać literaturę rumuńską. Wiele tytułów ukazuje się nakładem wydawnictwa Amaltea i w tłumaczeniu Radosławy Janowskiej-Lascar. Jednym z moich ulubionych rumuńskich tytułów jest Matei Brunul, czyli opowieść o człowieku, który został wtłoczony w trybiki komunistycznej maszyny. To historia o tym, jak w tym systemie łatwo zostać marionetką i to na każdym szczeblu oraz o tym, że niekiedy trudno po ciężkich przeżyciach odnaleźć swoją tożsamość.

Zajrzyjcie do mojej pełnej opinii o tym tytule >
Zobaczcie też, co o tym tytule mówi tłumaczka Radosława Janowska-Lascar >

„Zdarzyło się pierwszego września (albo kiedy indziej)” Pavol Rankov – tłumaczył Tomasz Grabiński

Opowieść o trzech chłopakach, zupełnie różnych pod względem charakteru czy narodowości, a jednak połączonych przez miejscowość, w której przyszło im za młodu żyć, a także po części podzielonych przez wydarzenia, które miały miejsca w XX wieku w Europie Środkowej. Pokazana w strawny sposób historia nie tak odległych nam ziem. W ogromnej mierze prawdziwa, ale też z drobnymi zabawnymi zmyśleniami autora, dodającymi tym nieciekawym czasom odrobinę humoru.

Zajrzyjcie do mojej pełnej opinii o tym tytule >
Zobaczcie też, co o tym tytule mówi tłumacz Tomasz Grabiński >

„Człowiek, który znał mowę węży” Andrus Kivirähk – tłumaczyła Anna Michalczuk-Podlecki

To książka, której jeszcze nie czytałam, bo jej premiera będzie na dniach. Ale od kiedy przeczytałam dwa estońskie tytuły (Wiejski tragik. Powrót do domu oraz Jesienny bal), wiedziałam, że literatura tego kraju to coś, czym powinnam się zainteresować. Od tamtego czasu poszukiwałam, czy współcześnie coś estońskiego się u nas wydaje, bo oba przeczytane przeze mnie tytuły wyszły w zeszłym tysiącleciu. Zaczęłam szukać po tłumaczach i tak trafiłam na Annę Michalczuk-Podlecki oraz na informację, że wkrótce wychodzi współczesny estoński tytuł, choć opowiadający o bardzo dawnych czasach. Estoński realizm magiczny? Biorę! Nie mogę się doczekać.

Zobaczcie, co o tym tytule mówi tłumaczka Anna Michalczuk-Podlecki >


 A wszystkim tłumaczom z okazji ich święta życzę samych ciekawych tekstów oraz tego, aby ich praca coraz częściej była zauważana i doceniana. Od dzisiaj sama też postaram się częściej zwracać na nich uwagę – zarówno w swym sercu, jak i w tekstach o książkach.

Komentarze