„Pogrzebany olbrzym” Kazuo Ishiguro

Czasy po panowaniu króla Artura, poznajemy starsze małżeństwo Brytów, które żyje w małej społeczności, w wiosce leżącej w tunelach wewnątrz wzgórza. Po świecie chodzą dziwne stworzenia, takie jak ogry, a cały kraj przesiąknięty jest jakąś dziwną mgłą, która sprawia, że ludzie nie tylko zapomnieli, jak kiedyś, w młodości wyglądało ich życie, ale też zapominają rzeczy, które wydarzyły się przed chwilą. Starsze małżeństwo, Axl i Beatrice, postanawiają wyruszyć do wioski swego syna, oddalonej o kilka dni drogi. Dziwne jest jednak to, że nie do końca są pewni, czy mają syna, gdzie on mieszka i czy ich oczekuje, a do tego jak wcześniej wyglądało ich życie i czy naprawdę są tak zgodnym i szczęśliwym małżeństwem, jak im się wydaje. Po drodze spotkają wojownika, a także rycerza, który służył jeszcze pod królem Arturem.

Przede wszystkim trzeba oddać autorowi to, że stworzył odpowiedni klimat w tej opowieść. Krajobraz Brytanii w tych wczesnych wiekach, mgła, a także te niezwykłości – to wszystko spowodowało, że miałam wielką chęć, by przeczytać np. Mgły Avalonu, które są właśnie opowieścią o królu Arturze i Rycerzach Okrągłego Stołu (choć z perspektywy kobiet – muszę kiedyś wreszcie przeczytać!). Oprócz tego książka wydaje się w pewien sposób typową powieścią drogi, kiedy to bohaterowie z każdą przebytą milą wyciągają z odmętów swej dziurawej pamięci coraz więcej. Muszę jednak przyznać ze smutkiem, że książka nieco mnie rozczarowała. Po Okruchach dnia wiedziałam, jak świetnie autor potrafi budować postacie na bazie jedynie ich wewnętrznych monologów. Tutaj autentyczność bohaterów nieco kuleje, ich dialogi są bardzo sztywne, nawet jak na angielskie standardy. Jedynie sir Gawain jest wiarygodny, jako nieco błędny rycerz z dawnych lat. Mimo to z zaskoczeniem przyznaję, że niekiedy wymiany zdań były zabawne, chociażby gdy dwóch wojowników stało naprzeciwko siebie, z chęcią odbycia pojedynku, ale przez dobrych kilka stron wymieniali między sobą uprzejmości. Przypomina mi to dowcip, w którym tonący Anglik zwraca się do przechodnia o pomoc, jednak zanim dochodzi do sedna po tych wszystkich „would you be so kind”, topi się. Tu było nieco podobnie.

Podsumowując, nie do końca wiem, jak mam się odnieść do Pogrzebanego olbrzyma, bo jak na książkę noblisty zaskoczyła mnie pozytywnie ta fantastyczna forma, ale jednocześnie jak na fantastykę nie była aż tak dobra. Gdybym nie przeczytała wcześniej Okruchów dnia, pewnie spodobałaby mi się bardziej, ale ponieważ wiem, na co autora stać, to uważam Pogrzebanego olbrzyma za tytuł poprawny, dobry, ale nie zachwycający.


Książkę tę czytałam w ramach mojej akcji #czytajmyrazem2019, a moim współczytającymi byli: Poczytalny oraz Setna strona.

Komentarze