„Okruchy dnia” Kazuo Ishiguro
Okruchy
dnia to pozornie podróż przez Anglię, a tak naprawdę podróż w głąb
siebie i swoich wspomnień. Kamerdyner Stevens, który jest typowym
stereotypowym Anglikiem opowiada - spokojnie, bez większych emocji,
nieco nie wprost - o czasach świetności domu, w którym pracuje, czasów,
kiedy miał mnóstwo służby pod sobą i kiedy świat wyglądał nieco inaczej.
I możemy skontrastować to z czasami współczesnymi
dla opowieści, gdy w domu są 4 osoby, a właścicielem posiadłości jest
Amerykanin. Czuć tu taką sporą nutę nostalgii za utraconymi czasami.
Stevens często sprawom wydawałoby się błahym poświęca całe strony
rozważań, co jest często bardzo ciekawym psychologicznym zagłębieniem
się w pewne rzeczy, ale dla czytelnika, który uwielbia akcję
flegmatyczność i stonowanie jego samego, jak i jego opowieści, może
zanudzić. Ja nie jestem fanem brawury, także książka całkiem mi
podpasowała. Może dlatego że niedawno obejrzałam wszystkie sezony
serialu Downton Abbey i nie mogłam się oderwać? ;)
W tej książce jest bardzo dużo punktów wspólnych, jeśli właśnie chodzi o
prowadzenie domu i żal za czasami, które już odeszły. Najfajniejsze
fragmenty książki to chyba te, kiedy Stevens uznał, że musi ćwiczyć
odpowiadanie w żartobliwy sposób, bo jego nowy pracodawca tego wymaga.
Robił ćwiczenia, np. aby wymyślić trzy żarty na temat sytuacji, które
zdarzyły się w ciągu ostatniej godziny. Jego chęć ulepszenia swoich
umiejętności w tym względzie jest naprawdę godna podziwu. Polecam, ale
zdecydowanie nie fanom akcji.