„Małe Licho i anioł z kamienia” Marta Kisiel

To druga część serii (teoretycznie) dla dzieci, w której pojawiają się bohaterowie znani z Dożywocia i Siły niższej. Znów jednak to Bożek, wcześniej nazywany Niebożątkiem, jest głównym bohaterem. W domu jest pomór – wujek Konrad ma półpaśca, a większość pozostałej ferajny albo złapała przyniesioną przez kolegę Bożka ospę, albo opiekuje się tymi, co chorują. Dlatego na dwa tygodnie ferii chłopiec zostaje wysłany, wraz ze swoim potworem spod łóżka i nieco gburowatym aniołem stróżem, do pewnej cioci, która mieszka w domku pośród gęstego lasu. Tam Bożek dowie się bardzo ważnej rzeczy, a mianowicie że należy mieć serce i okazać serce, nawet jeśli wydaje się, że ktoś na to nie zasługuje.

Pomyślicie sobie, że to cykl dla dzieci, więc na co dorosłemu to czytać? A ja powiem, że Marta Kisiel to bardzo niecna i szczwana autorka, która tak plącze losy bohaterów swoich różnych książek, że po prostu trzeba czytać je wszystkie (najlepiej według kolejności wydawania), bez względu na kategorię wiekową, bo inaczej będziemy mieli – całkiem słuszne – wrażenie, że nie wiemy wszystkiego. I tak jest w tym przypadku. Może i dzieci wezmą na klatę pojawienie się całego oddziału kolejnych dziwnych postaci, ale wątpiący dorosły powinien zostać czym prędzej odesłany do Oczu urocznych, gdzie wszystko stanie się dla niego jasne. Warto też nadmienić, że dochodzi tu do niecodziennego spotkania postaci, rzekłabym, skrajnych pod względem ideologicznym.

Dla fanów autorki i jej pokręconych pomysłów to pozycja obowiązkowa – i nie ma wymówek, że nie czytam książek dla dzieci, bo w tym wypadku to tylko zmarnowanie okazji do spędzenia miło kilku godzin z ulubionymi bohaterami. I choć Oczy uroczne mnie akurat nie zauroczyły, to gdyby nie one, w fabule Małego Licha i anioła z kamienia zabrakłoby kilku istotnych elementów i postaci.

Przeczytaj tekst o pierwszej części cyklu Małe Licho i tajemnica Niebożątka >>

Komentarze