„Księga kości” Gabrielle Balkan, Sam Brewster

Dużo dzieci lubi kościotrupy – bo są takie straszne, śmieszne i można się za nie przebierać. Książka ta moim zdaniem uświadamia dzieciom, czym tak naprawdę taki kościotrup jest, a do tego pokazuje niezwykłość świata przyrody. Tutaj zwierzątko, którego czaszka jest mniejsza niż paznokieć małego palca, tu takie, które składa się właściwie tylko z chrząstek, takich jak w ludzkim nosie, a tam zwierzęta, które kości mają na zewnątrz. W obrazowy sposób też przedstawia miary i wagi – ja sama często nie do końca jestem sobie w stanie tak naprawdę wyobrazić, co to znaczy 27 metrów (więcej niż tor do kręgli) albo jedna tona (dziesięć lodówek). Czyli nie tylko liczby, ale konkrety ;)

Samo wydanie zasługuje na osobny akapit, bo oprócz tego, że oczywiście świetnie są przedstawione szkielety, z dbałością o szczegóły, to mamy też piękne ilustracje zwierząt w całej okazałości po drugiej stronie. Ale to nie wszystko! Na stronach, gdzie już dowiadujemy się, o jakie zwierzę chodzi mamy nałożoną na papier taką wypukłą warstwę – możemy zatem przejechać palcem i poczuć szkielet! A jakby tego było mało, to jeśli popatrzymy na kartkę pod światło, wtedy szkielet z poprzedniej strony tak mniej więcej nałoży się na obraz zwierzęcia – trochę jak rentgen. Ale czad! Możecie zobaczyć na zdjęciach (kliknijcie w nie to się powiększą!), jak to wygląda, choć w realu prezentuje się jeszcze lepiej.

Książka jest stosunkowo cienka i dosyć droga, zapewne przez dodatkowe pokrycie stron, jednak wydaje mi się, że warto, ponieważ jest piękna i z gatunku takich, które mogą zainteresować i coś wnieść w życie młodego człowieka – a to moim zdaniem bardzo istotna sprawa! Także tytuł ma moją pełną aprobatę :)