„Urodziny” Carlos Fuentes

George budzi się i rozmawia z żoną o urodzinach syna i o tym, że powinien wyjść wcześniej z pracy, aby zdążyć na przyjęcie. Jednak nie musimy się do tego wątku bardzo przywiązywać, bo na większość fabuły przenosimy się innego miejsca, do domu, gdzie oczami starszego człowieka patrzymy na kobietę i chłopca – ich aktywności i rozwój. A wszystko to jest niby realne, a jednak fantastyczne.

Tytuł ten niespecjalnie mnie zachwycił. I choć rzeczywiście dopatrzyłam się owej „kolistości czasu”, to nie nazwałabym książki „mistrzowską etiudą”. To jest taki tytuł, że gdyby przenieść go na deski teatru i obsadzić ambitnego reżysera uprawiającego współczesną odmianę sztuki, to wyszłoby dzieło, o którym krytycy tworzą pochlebne recenzje, podziwiając niecodzienne podejście, a widzowie wychodzą skonsternowani i zastanawiają się, czy aby na pewno widzieli ten sam spektakl. Mam takie odczucie, gdy czytam opis tej książki na tylnej stronie okładki, jednocześnie przypominając sobie własne wrażenia. Nie mam nic na swoje, a tym bardziej tej książki, usprawiedliwienie. Carlos Fuentes chodził mi po głowie jako autor, z którym chciałabym się zapoznać, ale ten tytuł był zdecydowanie słabym wyborem.

Komentarze