„Matki” Pavol Rankov

Zuzana, młoda Słowaczka z niewielkiej wsi ma romans z bolszewickim partyzantem. Zostaje on jednak zastrzelony niedaleko jej domu przez Niemców, a ona wkrótce nie tylko dowiaduje się, że jest w ciąży, ale zostaje też zatrzymana i zabrana do obozu w Rosji, ponieważ rzekomo doniosła na swojego ukochanego faszystom. W czasie czytania dowiadujemy się jednak, że opowieść ta obudowana jest historią ze współczesności, w której studentka pisze swoją pracę magisterską na temat macierzyństwa w warunkach granicznych, skrajnych, a bazuje na opowieści Zuzany i metodzie oral history, często stosowanej w badaniach antropologicznych czy etnograficznych.

W pierwszej kolejności muszę podkreślić, że zaliczam zdecydowanie na plus dodanie tej zewnętrznej warstwy opowieści, bo dzięki temu historia bardziej nabiera trójwymiarowości, zakotwiczenia w przeszłości i teraźniejszości, nie jest to tylko kolejna książka o ciężkim życiu więźniarki w rosyjskim obozie. Temat macierzyństwa – relacji matki z dzieckiem i matek między sobą, gdy jest dziecko, przybranych matek i przybranych dzieci – został pokazany w bardzo wielu odsłonach. Autor uzmysławia nam, jak bardzo te relacje są nieoczywiste i jak bardzo mogą się zmienić, kiedy dziecko samo zostaje matką. Przechodzimy w tych relacjach od czasów wojny, do ZSRR, komunizmu, a później do czasów współczesnych. I o dziwo, w tym całym macierzyństwie i kobiecych historiach, moją największą sympatię wzbudził docent, promotor pracy współczesnej bohaterki. Choć był okropnym typem, migał się jak mógł, starał się pozbyć problemu związanego z trudną studentką, a jego żarty były niesmaczne i szowinistyczne, to jednak trochę odciążał chwilami tę historię, pozwalał na złapanie oddechu, dystansu. Książkę uważam za bardzo udany wybór, mimo że zwykle tytuły związane z II wojną światową i obozami staram się omijać szerokim łukiem. O ten warto zahaczyć na jeden, dwa wieczory.