„Jak żołnierz gramofon reperował” Saša Stanišić

#eurobooktrip 🌍 Bośnia i Hercegowina*

Aleksandar mieszka w Wyszegradzie (Wiszegradzie), małej wiosce, która obecnie jest miasteczkiem znajdującym się w Bośni, jednak w tej opowieści wciąż jeszcze jest to Jugosławia. Opowiada o swojej rodzinie i patrzy na nią oczami kilkuletniego chłopca, który choć nie wszystko dokładnie rozumie, to jest bacznym obserwatorem. Przychodzi jednak rok 1991, kiedy znany mu świat się sypie, a jego rodzice postanawiają emigrować do Niemiec.

Bardzo podobał mi się początek książki, czyli rodzina bohatera jego oczami. Pojawiło się wiele zabawnych historii, a jedną z nich było zainstalowanie toalety w domu pradziadków w Veletovie, jako wielkie wydarzenie społeczne z imprezą i toastami. Albo historia sąsiada zwanego Morsem, który tak bardzo przeżył zdradę żony oraz to, że jej kochanek pobił jego rekord w grze wideo, że zrobił naprawdę wielką rozpierduchę (to słowo oddaje naprawdę wszystko, co się wydarzyło). Te fragmenty bardzo przypominały mi film Czarny kot, biały kot Kusturicy. Później jednak robi się nieco poważniej, wojna wchodzi na pierwszy plan i życie się zmienia. A na emigracji Aleksandar dorasta i w moim odczuciu coraz bardziej tęskni  za swoją tożsamością, co objawia się tęsknotą za ludźmi, których utracił (dziadek Slavko, koleżanka Asija) i za miejscami, które mogą już nie wyglądać tak jak kiedyś, choćby rzeka Drina. Zresztą już drugi raz spotykam się w literaturze bałkańskiej, że rzeka jest naprawdę ważnym elementem tożsamości bohaterów (tak było też w książce Łomskie opowieści bułgarskiego autora). Aleksandar mówi zresztą, że tu na emigracji też jest rzeka, ale to nie to samo. Myślę, że to dosyć ciekawe – przywiązanie nie tyle do samego miejsca, ale do miejsca nad konkretną rzeką. Może coś w tym jest. Wracając jednak, narracja w książce od momentu emigracji bardzo skacze, od współczesności do dzieciństwa, za sprawą spisanej książki, wspomnień, dlatego czytając mniej uważnie, można się momentami pogubić.

Książkę uważam za dobrą, jednak muszę przyznać, że zdarzało się kilka dłużyzn, które nieco rozbijały moją uwagę. Najbardziej podobało mi się opisywanie tego świata i ludzi przez małego chłopca i jego przekonanie, że gdyby był czarodziejem zdolności, to wiele rzeczy dałoby się naprawić w tym rozpadającym się świecie.


Cytaty dla chętnych:

🔹🔹🔹🔹
„Prababci Milevy i pradziadka Nikoli tutaj nie ma, bo ich syn przyjedzie do nich, do Veletova, zostanie pochowany we wsi, w której się urodził. Co jedno ma wspólnego z drugim, nie wiem. Powinno się móc być martwym tam, gdzie często i chętnie przebywało się za życia.” (s. 13)
🔹🔹🔹🔹
„Cieszę się, że znów zobaczę prababcię i pradziadka. Odkąd zwracam na to uwagę, nigdy słodkawo nie pachnieli, a mają średnio po sto pięćdziesiąt lat. Mimo to są najmniej martwi i najbardziej żywi ze wszystkich w naszej rodzinie, wyjąwszy ciotkę Tajfun, ale ona się nie liczy, bo nie kwalifikuje się do ludzi, tylko do katastrof naturalnych, i ma w tyłku śmigło. Tak mówi czasem wujek Bora i całuje swoją katastrofę naturalną w plecy.” (s. 14)
🔹🔹🔹🔹

Tytuł ten czytałam wspólnie z Karoliną z Niekoniecznie Papierowe. Zajrzyjcie na jej blog i przeczytajcie recenzję tej książki >


______________________________________
* Autor pochodzi z Bośni i Hercegowiny, w wieku 14 lat wyemigrował z rodzicami do Niemiec i pisze po niemiecku. Uznałam jednak, że skoro pochodzi z dawnej Jugosławii i o niej pisze, to mogę zaliczyć go do autora bośniackiego.