„Pierwsze słowo” Marta Kisiel
W tym zbiorze opowiadań znajdują się teksty starsze, wydane dawno temu w różnych czasopismach, teksty nowsze, ale fanom autorki dobrze znane (jak Szaławiła czy opowiadanie, z którego później wyrosło duże, pełnoprawne Dożywocie), oraz zupełnie nowe.
To co w moim odczuciu jest ważne w tym zbiorze to zróżnicowanie nastroju opowiadań. Są oczywiście „heheszki”, jeśli mogę je tak nazwać, czyli dziełka, których każdy fan, znający potencjał autorki, może się po niej spodziewać – nieco absurdalny humor okraszony ciekawymi zwrotami językowymi, a czasami także pastiszem romantyzmu (Rozmowa dyskwalifikacyjna, Nawiedziny, Na zamku tej nocy...). Kolejne określiłabym jako „heheszki z zastygającym uśmiechem”, czyli teksty, które właściwie są zabawne, ale wywołują refleksję, która już niekoniecznie musi być taka zabawna – na przykład nikt nie zauważa śmierci bohatera w opowiadaniu Przeżycie Stanisława Kozika, co fabularnie jest śmieszne, ale jednocześnie niezwykle przykre. Są też opowiadania bardzo poważne, podczas czytania których nawet nie przyjdzie nam do głowy, aby się uśmiechnąć (Katábasis, Pierwsze słowo) i te bardzo mocno swym klimatem przypominają mi opowiadania z Księgi jesiennych demonów Grzędowicza. I wreszcie widzę tam jedno (Miasto motyli i mgły), które moim zdaniem ma potencjał na naprawdę świetną historię fantasy, gdyby tylko dać mu szansę, bo tymi kilkudziesięcioma stronami bardzo mnie zaintrygowało, wprowadziło kilka niezwykłych istot, których specyfikę chętnie bym poznała.
Książka Pierwsze słowo pokazuje, że autorka – poza zabawnymi gagami, uczulonymi na pierze aniołami i pobłażliwym naśmiewaniem się z romantycznych bohaterów – potrafi napisać też coś mrocznego i zupełnie poważnego, a zatem umieszczenie jej twórczości w wąskiej szufladce z jedną etykietką jest zdecydowanie przedwczesne. I choć sama uwielbiam uniwersum Dożywocia, to po tym zbiorze opowiadań czekam na coś bardzo na serio i całkowicie nieśmiesznego.
To co w moim odczuciu jest ważne w tym zbiorze to zróżnicowanie nastroju opowiadań. Są oczywiście „heheszki”, jeśli mogę je tak nazwać, czyli dziełka, których każdy fan, znający potencjał autorki, może się po niej spodziewać – nieco absurdalny humor okraszony ciekawymi zwrotami językowymi, a czasami także pastiszem romantyzmu (Rozmowa dyskwalifikacyjna, Nawiedziny, Na zamku tej nocy...). Kolejne określiłabym jako „heheszki z zastygającym uśmiechem”, czyli teksty, które właściwie są zabawne, ale wywołują refleksję, która już niekoniecznie musi być taka zabawna – na przykład nikt nie zauważa śmierci bohatera w opowiadaniu Przeżycie Stanisława Kozika, co fabularnie jest śmieszne, ale jednocześnie niezwykle przykre. Są też opowiadania bardzo poważne, podczas czytania których nawet nie przyjdzie nam do głowy, aby się uśmiechnąć (Katábasis, Pierwsze słowo) i te bardzo mocno swym klimatem przypominają mi opowiadania z Księgi jesiennych demonów Grzędowicza. I wreszcie widzę tam jedno (Miasto motyli i mgły), które moim zdaniem ma potencjał na naprawdę świetną historię fantasy, gdyby tylko dać mu szansę, bo tymi kilkudziesięcioma stronami bardzo mnie zaintrygowało, wprowadziło kilka niezwykłych istot, których specyfikę chętnie bym poznała.
Książka Pierwsze słowo pokazuje, że autorka – poza zabawnymi gagami, uczulonymi na pierze aniołami i pobłażliwym naśmiewaniem się z romantycznych bohaterów – potrafi napisać też coś mrocznego i zupełnie poważnego, a zatem umieszczenie jej twórczości w wąskiej szufladce z jedną etykietką jest zdecydowanie przedwczesne. I choć sama uwielbiam uniwersum Dożywocia, to po tym zbiorze opowiadań czekam na coś bardzo na serio i całkowicie nieśmiesznego.
Komentarze
Prześlij komentarz