„Urobieni. Reportaże o pracy” Marek Szymaniak
Autor w kilkunastostronicowych tekstach opisuje pewne wycinki z polskiego rynku pracy, szczególnie te niskopłatne zajęcia, w których bardzo często nie traktuje się pracowników jako istoty ludzkie, ale jako maszyny i środek do obniżenia kosztów.
I tak, jest na przykład reportaż o ochroniarzach i pracownikach recepcji oraz sprzątaczkach, którzy początkowo byli pracownikami danej instytucji, a następnie dla obniżenia kosztów musieli zostać zatrudnieni przez firmę zewnętrzną. Każdy ochroniarz musi mieć orzeczenie o niepełnosprawności (im „cięższa”, tym lepiej). Po podwyższeniu płacy minimalnej oczywiście teoretycznie otrzymywali wyższe wynagrodzenie, ale firma odbijała sobie na tym, że „wypożyczała” im odpłatnie uniformy lub szczotki i mopy. Był reportaż o pracownikach call center, o targetach, rywalizacji, zawieszaniu zaspokajania podstawowych potrzeb fizjologicznych i zagłuszaniu głosu sumienia, aby tylko sprzedać jak najwięcej, by podskoczyć w rankingu. Był tekst o pracownikach Toyoty, którzy musieli sprostać zasadom i normom (np. skręcania danych elementów w kilka dziesiątych sekundy), które z pewnością pochwaliłyby trzy pokolenia panujących w Korei Północnej Kimów.
Tematów i takich wycinków jest sporo. Inne mniej, drugie bardziej przerażające. Autor w dużej mierze oddaje głos bohaterom, w trakcie robi nieznaczne komentarze, a pod koniec podaje zwykle jakieś dane, konkretne liczby. Oczywiście, część z opisanych sytuacji albo już, albo wkrótce się zdezaktualizuje przez zmieniające się przepisy. Jednak wniosek wciąż pozostaje ten sam, zawarty także w końcowym wywiadzie, że wiele kiepskich decyzji podjętych po 1989 roku wpłynęło na to, że bardzo często jedynym mocnym elementem naszej gospodarki jest tania siła robocza – często w tekstach pojawiały się argumenty przełożonych, że jak się nie podoba to odejdź, na twoje miejsce czeka wielu innych, którzy będą pracować za mniejszą stawkę i jeszcze dziękować, że mają pracę (swoją drogą w tym momencie przypomniały mi się Grona gniewu Steinbecka). Pojawia się idea, że błędem było budowanie kapitalizmu na wzór amerykański (co sam wydrzesz, to będziesz miał; musisz radzić sobie sam; to wyścig szczurów), a nie skandynawski (choć byłeś pozbawiony pewnych możliwości, to państwo wesprze cię, abyś nie został w tyle). Dopóki państwo będzie bardziej wspierać pracodawcę a nie pracownika, a także obcy kapitał, zamiast rodzimych przedsiębiorców, to wiele się nie zmieni. Jak zawsze po przeczytaniu reportażu pozostaje we mnie smutek i gonitwa niespokojnych myśli, że bardzo wiele rzeczy na tym świecie jest nie w porządku. Ale myślę, że reportaż sam w sobie, jest wart przeczytania, szczególnie że jest to nasza rzeczywistość – tu i teraz.
I tak, jest na przykład reportaż o ochroniarzach i pracownikach recepcji oraz sprzątaczkach, którzy początkowo byli pracownikami danej instytucji, a następnie dla obniżenia kosztów musieli zostać zatrudnieni przez firmę zewnętrzną. Każdy ochroniarz musi mieć orzeczenie o niepełnosprawności (im „cięższa”, tym lepiej). Po podwyższeniu płacy minimalnej oczywiście teoretycznie otrzymywali wyższe wynagrodzenie, ale firma odbijała sobie na tym, że „wypożyczała” im odpłatnie uniformy lub szczotki i mopy. Był reportaż o pracownikach call center, o targetach, rywalizacji, zawieszaniu zaspokajania podstawowych potrzeb fizjologicznych i zagłuszaniu głosu sumienia, aby tylko sprzedać jak najwięcej, by podskoczyć w rankingu. Był tekst o pracownikach Toyoty, którzy musieli sprostać zasadom i normom (np. skręcania danych elementów w kilka dziesiątych sekundy), które z pewnością pochwaliłyby trzy pokolenia panujących w Korei Północnej Kimów.
Tematów i takich wycinków jest sporo. Inne mniej, drugie bardziej przerażające. Autor w dużej mierze oddaje głos bohaterom, w trakcie robi nieznaczne komentarze, a pod koniec podaje zwykle jakieś dane, konkretne liczby. Oczywiście, część z opisanych sytuacji albo już, albo wkrótce się zdezaktualizuje przez zmieniające się przepisy. Jednak wniosek wciąż pozostaje ten sam, zawarty także w końcowym wywiadzie, że wiele kiepskich decyzji podjętych po 1989 roku wpłynęło na to, że bardzo często jedynym mocnym elementem naszej gospodarki jest tania siła robocza – często w tekstach pojawiały się argumenty przełożonych, że jak się nie podoba to odejdź, na twoje miejsce czeka wielu innych, którzy będą pracować za mniejszą stawkę i jeszcze dziękować, że mają pracę (swoją drogą w tym momencie przypomniały mi się Grona gniewu Steinbecka). Pojawia się idea, że błędem było budowanie kapitalizmu na wzór amerykański (co sam wydrzesz, to będziesz miał; musisz radzić sobie sam; to wyścig szczurów), a nie skandynawski (choć byłeś pozbawiony pewnych możliwości, to państwo wesprze cię, abyś nie został w tyle). Dopóki państwo będzie bardziej wspierać pracodawcę a nie pracownika, a także obcy kapitał, zamiast rodzimych przedsiębiorców, to wiele się nie zmieni. Jak zawsze po przeczytaniu reportażu pozostaje we mnie smutek i gonitwa niespokojnych myśli, że bardzo wiele rzeczy na tym świecie jest nie w porządku. Ale myślę, że reportaż sam w sobie, jest wart przeczytania, szczególnie że jest to nasza rzeczywistość – tu i teraz.