„Niedokończone opowieści” Charlotte Brontë
W zbiorze tym, jak wskazuje tytuł, znajdują się cztery historie, które mogłyby się doczekać pełnych form, gdyby nie śmierć autorki. Są to zatem jedynie początki, zarysy fabuł, które nieco trudno jest ocenić, ale które można nakreślić i rozważyć ich potencjał.
Ashworth to głównie historia pewnego awanturnika i jego życiowych perypetii, a z czasem także losy jego córki, która wraca po odbyciu nauki w szkole dla panien.
Emma przedstawia historię dosyć chciwych i łasych na splendor sióstr, które prowadzą szkołę dla dziewcząt. Jedna z ich podopiecznych wydaje się mieć znacznie wyższy status społeczny, jednak okazuje się, że nie do końca tak jest. Historia jest urwana akurat w bardzo interesującym momencie. Wielka szkoda!
Państwo Moore to właściwie dosyć nudny fragment, ale ciekawy pod względem nietypowego zachowania bohaterów. Tytułowe małżeństwo jest bardzo złośliwe wobec siebie, a u kolejnych postaci również jest o wiele więcej brutalnej szczerości, niż obłudy, tak typowej przy konwenansach. Chętnie czytałabym dalej, aby trochę się jeszcze pouśmiechać pod nosem.
Historia Williego Ellina opowiada o dziecku, które ucieka od swojego przyrodniego brata, mającego nad nim wszelka władzę i regularnie go bijącego. Niestety poza lekkim zarysem postaci i cierpieniem młodego człowieka nie dowiadujemy się zbyt wiele.
Czy warto zatem czytać Niedokończone opowieści, skoro zanim zdążymy się wciągnąć w historię, to ona niespodziewanie się urywa? Ja nie żałuję przeczytania, przede wszystkim dlatego, że Brontë pisze bardzo eleganckim stylem, jej zdania są zwykle bardzo wysublimowane i naprawdę potrafią zachwycić. To co możemy uznać zarówno za plus, jak i za minus to fakt, że po przeczytaniu takiego zarysu fabuły zaczynamy myśleć, jak potoczyłaby się dalej opowieść, co by się wydarzyło, co by się okazało. Szczególnie byłam zaciekawiona przy Emmie, jakie jest wytłumaczenie sytuacji. Mam jednak świadomość, że nie każdy lubi żyć w takiej niepewności. Zatem trzeba mieć na uwadze, że nie dowiecie się, co było dalej, chyba że sami to wymyślicie. Spędziłam przy tej lekturze miło czas, więc chętnie sięgnę też po te inne tytuły autorki, których jeszcze nie czytałam, a które stoją na półce.
Tytuł ten wybrałam w ramach wiktoriańskiego października. Żałuję, że nie udało mi się przeczytać więcej! Informacje o tej akcji znajdziecie na kanale tuczytam >
Ashworth to głównie historia pewnego awanturnika i jego życiowych perypetii, a z czasem także losy jego córki, która wraca po odbyciu nauki w szkole dla panien.
Emma przedstawia historię dosyć chciwych i łasych na splendor sióstr, które prowadzą szkołę dla dziewcząt. Jedna z ich podopiecznych wydaje się mieć znacznie wyższy status społeczny, jednak okazuje się, że nie do końca tak jest. Historia jest urwana akurat w bardzo interesującym momencie. Wielka szkoda!
Państwo Moore to właściwie dosyć nudny fragment, ale ciekawy pod względem nietypowego zachowania bohaterów. Tytułowe małżeństwo jest bardzo złośliwe wobec siebie, a u kolejnych postaci również jest o wiele więcej brutalnej szczerości, niż obłudy, tak typowej przy konwenansach. Chętnie czytałabym dalej, aby trochę się jeszcze pouśmiechać pod nosem.
Historia Williego Ellina opowiada o dziecku, które ucieka od swojego przyrodniego brata, mającego nad nim wszelka władzę i regularnie go bijącego. Niestety poza lekkim zarysem postaci i cierpieniem młodego człowieka nie dowiadujemy się zbyt wiele.
Czy warto zatem czytać Niedokończone opowieści, skoro zanim zdążymy się wciągnąć w historię, to ona niespodziewanie się urywa? Ja nie żałuję przeczytania, przede wszystkim dlatego, że Brontë pisze bardzo eleganckim stylem, jej zdania są zwykle bardzo wysublimowane i naprawdę potrafią zachwycić. To co możemy uznać zarówno za plus, jak i za minus to fakt, że po przeczytaniu takiego zarysu fabuły zaczynamy myśleć, jak potoczyłaby się dalej opowieść, co by się wydarzyło, co by się okazało. Szczególnie byłam zaciekawiona przy Emmie, jakie jest wytłumaczenie sytuacji. Mam jednak świadomość, że nie każdy lubi żyć w takiej niepewności. Zatem trzeba mieć na uwadze, że nie dowiecie się, co było dalej, chyba że sami to wymyślicie. Spędziłam przy tej lekturze miło czas, więc chętnie sięgnę też po te inne tytuły autorki, których jeszcze nie czytałam, a które stoją na półce.
Tytuł ten wybrałam w ramach wiktoriańskiego października. Żałuję, że nie udało mi się przeczytać więcej! Informacje o tej akcji znajdziecie na kanale tuczytam >