„Pałac lodowy” Tarjei Vesaas
Muszę zacząć od tego, że mój odbiór książki był z pewnością odrobinę inny, gdyż słuchałam audiobooka. Do tego było to coś bardziej na wzór słuchowiska, niż zwykłego czytania, gdyż tekst w interpretacji Karoliny Gruszki był przeplatany dźwiękami i muzyką. Początkowo zbiło mnie to trochę z tropu, jednak stwierdzam, że dzięki temu jeszcze bardziej poczułam klimat historii – przenikające zimno, skrzący się śnieg i wszechobecny lód.
Sama książka jest nieco dziwna, niepokojąca. Wiele jest tu niedopowiedzeń, nawet między małymi dziewczynkami. Autor bardziej operuje tu odczuciami, wrażeniami czytelnika, który został w te niedopowiedzenia wprowadzony, niż samą fabułą. Tej tak naprawdę nie ma zbyt wiele i można ją opisać zdaniem – jedna dziewczynka zaginęła, druga o niej myśli i za nią tęskni. Dla mnie to przede wszystkim książka o żałobie, nie tyle o radzeniu sobie z tym stanem, ile przypatrywanie się mu, wejście w niego. A w tym wszystkim, jak jakiś symbol, na horyzoncie widnieje pałac lodowy skrywający tajemnicę, która wraz z pierwszymi roztopami musi się rozpłynąć.
Dość niezwykła to historia i myślę, że z chęcią sięgnę po inne książki autora, aby sprawdzić jego zdolność budowania niepokojących, choć w gruncie rzeczy prostych, opowieści. Klimat był niezwykły i na samo wspomnienie wciąż przechodzi mnie dreszcz.
Komentarze
Prześlij komentarz