Podsumowanie 2020 roku

Podsumowanie czytelnicze 2020 roku
Już frazesem staje się stwierdzenie, że nie był to łatwy rok. Ano, nie był, pod wieloma względami, a u mnie dodatkowo pokomplikowały się mocno sprawy prywatno-zawodowe. Wpłynęło to zatem też na liczbę przeczytanych w tym roku książek, preferowany sposób przyswajania treści, ale też to, że wiele książek, które chciałam przeczytać, po prostu porzucałam, bo to nie był na nie dobry moment. Mimo wszystko jest kilka szczerych zachwytów i małych odkryć. I tak jak w poprzednich podsumowaniach – 2018 i 2019 roku – podkreślam, że wymienione tu tytuły to książki, które w tym roku przeczytałam, a niekoniecznie takie, które zostały w nim wydane. Nowości będą, ale też trochę staroci. Ale jak zawsze najpierw trochę liczb.

Statystyka

Podobnie jak w ubiegłym roku przeczytałam najwięcej książek polskich autorów (18), a na drugim miejscu były książki brytyjskie i amerykańskie (łącznie 11). Trzecie miejsce przypadło w tym roku Japonii (6), co jest dla mnie małym zaskoczeniem. Kolejne państwa nie wybijają się ilościowo, ale za to jest spore zróżnicowanie, bo przeczytałam również książki z: Czech, Włoch, Hiszpanii, Chin, Korei, Szwecji, Rumunii, Rosji, Kanady, Litwy, Estonii, Francji, Norwegii, Niemiec, a także moje pierwsze lektury z Albanii i Mołdawii (co bardzo mnie cieszy!).

W tym roku udało mi się – choć zupełnym przypadkiem – zachować większą równowagę w książkach pisanych przez kobiety (44%) w stosunku do tych pisanych przez mężczyzn (56%). Zmieniły się też proporcje jeśli chodzi o sposób czytania – w roku, w którym trudno było się skupić na czymkolwiek, zdecydowanie w porównaniu z ubiegłymi latami wybiły się audiobooki, które stanowiły 26% wszystkich moich lektur. Stało się to trochę kosztem ebooków (31%) oraz w dużej mierze książek papierowych (43%). Książki z biblioteki stanowiły 37% moich lektur (w tym książki papierowe i audiobooki), a 20% książki czytane na Legimi, z którego w tym roku zaczęłam korzystać. Moje własne zasoby – papierowe i elektroniczne, te starsze, ale też kupione w tym roku – stanowiły 43%.

Prawdopodobnie te statystyki nie interesują nikogo poza mną, ale i tak je dodaję w ramach ciekawostki. Przechodzimy teraz jednak do meritum, czyli najlepszych i innych wartych wyróżnienia książek przeczytanych przeze mnie w tym roku.

Najlepsze

W tym roku nie miałam większych problemów, aby wybrać te najlepsze według mnie tytuły.

najlepsze 2020

Przede wszystkim będą to Żelary, gdyż ta miejscowość ma już w moim sercu specjalne miejsce, a sposób w jaki autorka opisuje losy poszczególnych postaci i przyrodę dookoła jak dla mnie jest pełen równowagi i czułości. Żałuję jedynie, że książka ta jest już praktycznie nie do kupienia w Polsce. Mimo to zamierzam kiedyś wrócić do tej historii w czeskim oryginale.

Ślepe mrówki to moje małe i zupełnie niespodziewane odkrycie w serii Nike z Czytelnika. Książka, która kosztowała mnie kilka złotych, a dostarczyła mi wielu trudnych emocji, przeczołgała wręcz. To taka lektura, której nie mogłam czytać przez świadomość nieuchronności losu bohaterów, a jednocześnie chciałam czytać z nadzieją, że może jednak im się uda.

I w końcu Mapa, którą przeczytałam dopiero, gdy już pierwsze i drugie zachwyty wybrzmiały. Każdy czytelnik ma swoją wizję tego, o czym jest to książka i czy to spójny tekst, czy może opowiadania. Ja wiem z pewnością, że bardzo podobały mi się meandry tej historii, to jak poszczególne elementy wracały w różnej formie i jak często autorka znacznie częściej skupiała się na tym, co dookoła, na przedmiotach i ich historiach. Urzekło mnie to nieco inne spojrzenie.

Wyróżnienia

Zawsze, poza tymi najlepszymi w danym roku tytułami, robię też obszerniejsze zestawienie tych, którym co prawda trochę zabrakło do podium, ale o których wiem, że we mnie zostaną, że je zapamiętam, jeśli nie w całości, to chociaż w pewnym aspekcie. Tym razem na wyróżnienie zasłużyło aż 15 tytułów. Kolejność i sposób pogrupowania raczej przypadkowe.

wyróżnienia 2020 cz. 1

Mur duchów, bo w bardzo skondensowanej formie autorka zawarła studium przemocy psychicznej i fizycznej stosowanej przez ojca. Pokazała, jak trudno wyjść z takiej relacji i prawidłowo ją zrozumieć. Poza tym ukazała ten aspekt w bardzo ciekawych okolicznościach, z interesującym tłem tematycznym.

Wrony doceniam za podobne aspekty – krótka książka, ale pełna emocji związanej z przemocą w domu, tym razem stosowaną głównie przez matkę wobec młodszej z córek. Autorka ukazała, że w takich relacjach utarte miejsca i zachowania trudno jest zmienić, a strach przed mówieniem zazwyczaj wygrywa ze złudnym poczuciem bezpieczeństwa w rodzinie.

Kraina chowańca to bardzo refleksyjny tytuł, raczej do powolnej kontemplacji, niż do zwykłego czytania od początku do końca. To przemyślenia o różnych prostych, codziennych sprawach i o tym, że każdy z nas potrzebuje się czasem schować przed światem i przed sobą samym.

Pałac lodowy to był najbardziej przejmujący zimnem audiobook, jakiego w tym roku słuchałam. Wszechobecny lód, śnieg i żal za utraconą przyjaźnią. To opowieść o przyglądaniu się żałobie, o byciu w niej i przeżywanie.

Za to Olive Kitteridge to ciepła, choć momentami bardzo smutna, opowieść o pewnym miasteczku w stanie Maine i jej mieszkańcach, a Olive – która nie zawsze jest na pierwszym planie historii, ale zawsze gdzieś choć trochę obecna – jest postacią, której się nie zapomina.

wyróżnienia 2020 cz. 2

Służące to świetnie rozpisana na trzy kobiecie głosy opowieść o sytuacji czarnoskórych kobiet pracujących jako pomoce domowe w Stanach Zjednoczonych na początku lat 60. Z jednej strony to literatura zabawna, z drugiej pokazująca ważny temat.

Mr Gwyn to jedna z tych nieco dziwnych książek, w których najbardziej pociąga sam pomysł, cała otoczka wokół niego. W tym tytule pojawia się zresztą inna książka, którą autor później napisał. Lubię takie wychodzenie z ram opowieści zawartej między okładkami.

Podobnie doceniam Grobową ciszę, żałobny zgiełk za stworzenie z jednej strony osobnych opowiadań, a z drugiej powiązanie ich drobnymi nitkami, zahaczanie każdej z tych historii o inną i tworzenie zakotwiczeń, wspólnego uniwersum. A same historie są również ciekawe i nietypowe.

Mój pierwszy – i póki co raczej jedyny – mołdawski tytuł, czyli The Good Life Elsewhere, który w sposób słodko-gorzki, zabawno-tragiczny pokazuje istotę mołdawskości, kim czują się lub nie czują się mieszkający tam ludzie. Jest niekiedy mocno absurdalnie, ale bawiłam się przy tym tytule przednio i liczę, że ktoś to kiedyś wyda w Polsce.

Małe Grozy to tegoroczna nowość jakoś tak w szerszej świadomości pominięta, a szkoda, bo dla mnie to taka regionalna, warmińska mitologia – z bóstwami, demonami, stworzeniem świata i innymi niezwykłymi zdarzeniami. Gdy patrzy się na ten tytuł z przymrużeniem oka i pewnym dystansem można poczuć, że Warmia to taki osobny i ciekawy wszechświat.

wyróżnienia 2020 cz. 3

Nie przeczytałam w tym roku zbyt wielu reportaży, ale Mołdawia. Państwo niekonieczne jest moim zdaniem warta uwagi i lektury. Jeśli tak jak ja, nie wie się nic albo niewiele o tym kraju, a jednak chce się choć trochę poznać Mołdawian, to autor pokazuje różne aspekty ich tożsamości i dość jasno tłumaczy, co i dlaczego się na nią składa.

Odkrywam powoli starą Serię Pisarzy Skandynawskich i wśród niej znalazł się Zaczarowany łoś, w którym autor nie tylko pokazał lasy Norwegii, ale też zwierzęcą perspektywę pozbawioną jednak antropomorfizacji. Niektóre opisy, które zostały wymalowane na kartach powieści, stają mi przed oczami, jakbym sama je widziała.

Do polskiej klasyki zawsze podchodzę jak pies do jeża, ale Znachor uświadomił mi, że jest to niesłuszne założenie, bo historie mogą być ciekawe, a jeśli nie widziało się ekranizacji, to również emocjonujące. A przy okazji można się przejść po dawnych ziemiach polskich.

Choć druga część kompletnie mi nie podpasowała, to jednak Hyperion, pierwszą część cyklu, uważam za jedno z lepszych sci-fi, jakie czytałam. Historie były na tyle różnorodne i ciekawe, że nawet nie czułam tak bardzo, że bohaterowie lecą statkiem na odległą planetę, mimo że nie jest to moje ulubione miejsce akcji.

Trochę trudno mi uwierzyć, że choć jestem zdecydowanie zwolenniczką fantasy, to wśród wyróżnionych książek pojawia się już drugi tytuł science fiction. Planeta małp to takie bardzo klasyczne dzieło gatunku, pod pewnymi względami nieco przestarzałe, ale jednak wciąż aktualne w kwestii roszczenia sobie przez człowieka prawa do bycia jedyną rozumną istotą we wszechświecie. Książka odwraca porządek i nieco go dekonstruuje.

Klasyka

Udało mi się również w tym roku sięgnąć trochę po klasykę. I tak, poza Znachorem, o którym pisałam już wyżej, sięgnęłam po Olivera Twista Charlesa Dickensa w ramach Pikniku z klasyką. Lektura ta nie za bardzo przypadła mi do gustu i szkoda, że był to mój pierwszy tytuł autora – ale nie zrażam się. Drugim klasycznym niewypałem były Przygody Piotrusia Pana, które w mojej głowie obrosły pewną legendą, której jednak rzeczywisty tekst zupełnie nie sprostał. To jedna z niewielu książek, o której nie napisałam nic na blogu po lekturze.

Brałam również udział w Nabokoviadzie 2.0, tym razem z literaturą rosyjską. W tym roku w czytaniu były dwa tytuły z ich omówieniem przez Nabokova. Martwe dusze Mikołaja Gogola całkiem mi się podobały, choć muszę przyznać, że chyba bardziej bez tych nieco pokrętnych interpretacji. Jeśli chodzi zaś o książkę Ojcowie i dzieci Iwana Turgieniewa, to nie zapamiętam z niej wiele, może jedynie to, że Nabokov strasznie się autora i jego dzieła czepiał, a w szczególności kwestii pewnego żuka.

W ramach akcji Lato z Nałkowską – które u mnie przeciągnęło się aż do jesieni – przeczytałam dwa tytuły. Kobiety to debiut, w którym autorka zaskoczyła mnie bystrością spojrzenia na relacje międzyludzkie i pewną goryczą z tym związaną. Dom nad łąkami, choć teoretycznie jest lżejszą i cieplejszą lekturą, pokazał mi wiele sytuacji z otoczenia wiejskiego domku, gdzie przemoc wobec kobiet miała się całkiem dobrze. Znów nieco gorzko, choć literacko bardzo dobrze.

Najczęściej czytane na blogu

W tym roku znów najpopularniejszym tekstem był wpis o 5 tomikach poezji Wisławy Szymborskiej – wychodzi na to, że to mój jedyny tekst trochę nieświadomie napisany pod SEO – oraz opinia o Opowiadaniach bizarnych Olgi Tokarczuk. Gdy jednak pominiemy te nieprawdopodobne anomalie, to najczęściej czytany był wpis o książce Ojcowie i dzieci Iwana Turgieniewa, którą czytałam w ramach Nabokoviady, opowiadania retro kryminalne Gąsienica Ranpo Edogawy, a także Labirynt samotności Octavio Paza, czyli tytuł noblisty, który dość mocno się zestarzał i raczej może być historyczną ciekawostką socjologiczną oraz z taką samą liczbą odsłon Sprzedawca początków powieści, rumuński tytuł eksperymentalny.

Ulubione książkowe zdjęcie na instagramie

Zdjęciem, które zdobyło najwięcej serduszek na instagramie w tym roku, było to pokazujące Mapę Barbary Sadurskiej na tle kwitnącego drzewka rajskiej jabłoni. 

Mapa Barbara Sadurska | fot. Jeden akapit

Plany na 2021 rok

Na ten rok miałam kilka planów, które w przeważające większości wzięły w łeb przez wiele czynników. Dlatego na kolejny rok nie robię planów, poza tym że chciałabym kontynuować sukcesywne wyczytywanie tytułów rumuńskich autorów oraz tych tytułów, które bardzo chcę poznać, ale wciąż nie mają szczęścia. Jeśli czas i moce przerobowe pozwolą, będę dalej brać udział w czytaniu kolejnych tytułów w ramach Nabokoviady 2.0, choć może się okazać, że Bracia Karamazow mnie przerosną. Zobaczymy.

Tymczasem dziękuję za doczytanie wpisu do końca i mam nadzieję, że udało się Wam znaleźć w tym zestawieniu coś interesującego, inspirującego. Jeśli jesteście tu po raz pierwszy, zajrzyj do moich podsumowań z 2018 i 2019 roku.

Wszystkiego dobrego w nadchodzącym roku, oby okazał się dla nas wszystkich nieco łaskawszy.
I oczywiście samych dobrych lektur!

A.

Komentarze