Podsumowanie 2018 roku
Lubię czytać podsumowania roku u innych, bo każdy
wybiera takie swoje własne the best of the best i można wtedy włączyć coś
na swoją listę w przyszłym roku. Zatem i ja takie podsumowanie Wam przedstawiam
po raz pierwszy na blogu, ale zastrzegam, że nowości z tego roku raczej w nim
nie uraczycie. Będzie to zestawienie książek przeczytanych przeze mnie w tym roku, a nie w tym roku wydanych. Jeśli jesteście w stanie wziąć to na
klatę, to zachęcam do dalszego czytania. Aha, i nie będzie krótko, choć
postaram się przesadnie nie rozpisywać. Więcej znajdziecie na stronach poszczególnych recenzji.
Najlepsze
Nie mogłam się zdecydować na jedną najlepszą przeczytaną
przeze mnie w tym roku książkę, dlatego wybrałam dwie. Palacz zwłok Ladislava
Fuksa to książka, o której myślałam najdłużej w mijającym roku, która daje
szerokie pole do interpretacji, która pozornie na początku jest nudna, a nagle
dzieje się tam coś takiego, po czym trudno jest od razu się otrząsnąć. Na zachodzie bez zmian Remarque’a to klasyk, z którym wreszcie się zapoznałam,
dzięki akcji w okopach organizowanej przez Pyzę z Pierogów Pruskich. To spojrzenie
na I wojnę światową oczami niemieckiego młodego chłopaka, który widzi bezsens
tego wszystkiego, a jednocześnie w tym uczestniczy, który widzi, że nie jest tą
samą osobą, którą był jeszcze niedawno i który wie, że przyjaciół od wrogów
różni tylko umowna granica. Choć może
się wydawać, że wszystkie książki o wojnie są do siebie podobne, to ta była dla
mnie bardzo poruszająca, chyba dzięki szczerości, jaką dostajemy od bohatera.
Książka, która zostanie we mnie już na zawsze
Choć nie jest to najlepsza książka w tym roku, w wielu
momentach była męcząca, a do tego tak ze dwa razy za gruba, to jednak muszę
wspomnieć o tytule Lód Jacka Dukaja. To było ponad 1300 niekiedy naprawdę męczących
stron, ale niesamowity i niezwykle spójny pomysł na stworzenie alternatywnej
historii, w której katastrofa tunguska przyczyniła się do zamrożenia ogromnej
części świata, przez co nigdy nie doszło do wybuchu I wojny światowej. Dukaj
bawi się tradycyjną fizyką i przekształcą ją w zupełnie nową, dostosowaną do
praw tego zmienionego świata. Sprytnie lawiruje też w filozoficznych pojęciach,
politycznych frakcjach, językowych niuansach, a także w naukowym podejściu do
zmyślonych fantastycznych bytów. Jestem pod wielkim wrażeniem tej książki, mimo
tego wymęczenia niekiedy i myślę, że kolejni autorzy fantastyki nie będą w
stanie zachwycić mnie już tak łatwo.
Pozytywne zaskoczenie
W tym roku poznałam trzy historie, które okazały się być
czymś nieco innym, niż się spodziewałam i było to bardzo pozytywne zaskoczenie.
Widziałem ją tej nocy słoweńskiego pisarza Drago Jančara wydawała mi się
początkowo opowieścią o romansie, jednak to historia pewnej kobiety, która choć
wydaje się flirtującą ze wszystkimi trzpiotką, ma skomplikowany charakter, a
kilka mało fortunnych zbiegów okoliczności sprawiło, że dotykają ją zawirowania
polityczne. Poznajemy jej historię z wielu różnych perspektyw, kilku różnych
postaci, co było świetnym fabularnym zabiegiem. Dom sióstr Charlotte Link, choć
w całości nie powala, a wątek współczesny jest średnio ciekawy, to jednak ta
historia w historii jest największym pozytywnym zaskoczeniem. Myślałam, że to
zwykły kryminał, a to opowieść o życiu kobiety, która sporo w życiu przeszła,
ale nigdy nie straciła hartu ducha. Po Zabić drozda spodziewałam się książki o
rasizmie w Stanach, co było po części prawdą, ale mimo wszystko dla mnie to
przede wszystkim świetna książka obyczajowa opisująca małe miasteczko i
żyjących w nim osobliwych ludzi.
Trudna relacja
W tym roku poznałam autorkę, której twórczość całkowicie
mnie odrzuciła, po czym przy dwóch kolejnych książkach wprawiła w zachwyt.
Joanna Bator i jej Ciemno, prawie noc kazały mi w wiele rzeczy zwątpić, przede
wszystkim w gust czytelniczy wszystkich ludzi zachwycających się tym tytułem,
jednak dzięki zachętom Ani z Literackich Skarbów Świata Całego sięgnęłam po
Piaskową Górę, a potem kontynuację, czyli Chmurdalię i byłam kupiona. To co, w
moim odczuciu, nie wyszło do końca w tej pierwszej, w tych dwóch kolejnych
zostało świetnie wykorzystane i napisane, tak jak trzeba. Są to pewnego rodzaju
sagi rodzinne kręcące się głównie wokół Dominiki Chmury i jej matki Jadwigi, w
których każda kolejna pojawiająca się postać ma swoją niezwykłą historię, a to
wszystko przede wszystkim, choć nie tylko, na tle Wałbrzycha z lat 80.
Najlepszy noblista
A właściwie noblistka. Przeczytałam w tym roku po jednej książce
dwunastu noblistów i to Trawa śpiewa Doris Lessing okazała się być najlepszym
tytułem. Wydaje się kryminałem, jednak to bardzo pogłębiona psychologicznie
powieść, która pozwala zobaczyć rozpad psychiczny człowieka, a to wszystko z
wątkami obyczajowymi z Rodezji Południowej w tle.
Eurobooktrip
Z mojego europejskiego cyklu udało mi się w tym roku
niestety przeczytać tylko 5 książek, choć planowałam więcej. Jeśli miałabym
wskazać na dwie najciekawsze to byłoby to Widziałem ją tej nocy słoweńskiego
pisarza, o którym pisałam już wyżej (serdecznie dziękuję Mniej niż 100 słów za polecenie), a także Hrapeszko, czyli cieniutka książka
z Macedonii. Choć nie jest to wybitna książka, to wpasowała się w moje ówczesne
życie (to się chyba nazywa real time marketing?), bo kiedy czytałam o tym, że
Hrapeszko wyrabia piękne przedmioty ze szkła, byłam akurat w Krośnie na pokazie
w Centrum Dziedzictwa Szkła. Książka zyskała zatem moją większą
sympatię z tego powodu, ale także ze względu na poczucie humoru. W ramach cyklu
przeczytałam także wspólnie z Karoliną z Niekoniecznie Papierowe książkę Jak żołnierz gramofon reperował pisarza, z
zakwalifikowaniem którego miałam problem, bo pochodzi z dawnej Jugosławii, ale od lat mieszka w
Niemczech.
Nadrobiona klasyka
Oprócz tych kilku wyżej wymienionych klasycznych już dzieł
udało mi się zapoznać z Trędowatą Mniszkówny, która choć jest nieco przesłodzonym
romansem, to jednak ma w sobie tych kilka ciekawych iskierek, które pozwoliły
mi czerpać przyjemność z lektury. Innym klasycznym już dziełem było Do latarni morskiej, które uświadomiło mi raz na zawsze, po raz czwarty już, że twórczość
Virginii Woolf niespecjalnie wpisuje się w moją wrażliwość czytelniczą. Ale
warto było sprawdzić i się upewnić. Obie książki czytałam na Piknik z klasyką u
Pierogów Pruskich i Czytam to i owo.
Świetnie wydana książka dziecięca
Księga kości, choć nie należy do najtańszych, patrząc na
objętość, to kupiła mnie swoim pomysłem i wykonaniem, tym że możemy poczuć
szkielet zwierzęcia pod palcami, albo zobaczyć go jak w promieniach rentgena, a
oprócz tego dowiedzieć się kilku ciekawostek. Wydanie na piątkę z plusem i
serduszkiem.
2018 w liczbach
Zapoznałam
się z 87 książkami, w tym: 50 w wersji papierowej,
24 w wersji elektronicznej, 13 w wersji audio. Z tego 32 książki
(zarówno papierowe, jak i audiobooki) wypożyczyłam z biblioteki.
Po angielsku przeczytałam 5 książek, po czesku zaś 4.
Refleksje po 2018 roku
W maju przekształciłam fanpage na Facebooku w blog. Czy była
to dobra decyzja? Trochę tak, a trochę nie. Mam archiwum tekstów, łatwiej mi jest
do nich odsyłać. Moje recenzje zaczynają jakoś wyglądać, staram się patrzeć na
całokształt, aby tekst i zdjęcie oraz teksty między sobą współgrały. Daje mi to
pewną frajdę. Dzięki temu, że założyłam blog, mogłam wziąć udział w Literackiej Stolicy i przekonać się, że spotkania z blogerami w dużej ilości to
nie jest to, w czym czuję się najlepiej. Za to spotkania w mniejszym gronie
sprawdzają się bardzo dobrze. Oprócz tego zaczęłam uczestniczyć w spotkaniach
klubu książkowego Books&Boobs,
do których początkowo nie byłam przekonana, lecz które teraz traktuję
bardzo na serio i staram się w nich zawsze brać udział. Poznałam mnóstwo
przemiłych osób, z którymi planuję wspólne
czytanie. Jest to ogromna wartość dodana do tej mojej małej zabawy w
blogowanie.
No ale dlaczego to też nie do końca była dobra decyzja?
Statystyki. Ładne liczby, odsłony, wyświetlenia, serduszka, komentarze. To
wszystko to jest pewnego rodzaju uzależnienie, któremu siłą rzeczy czasami się
poddaję. Wolałabym pisać tylko na blogu, ale jeśli nie prowadzę fb i
instagrama, to nikt nawet nie wie, że coś napisałam. A z tych, którzy już się
dowiedzieli, jedynie nieliczni trafiają na blog. Chciałabym, aby social media były
tylko informacją, że coś się dzieje na blogu i żeby to tu była dyskusja.
Niestety, kilka miesięcy zweryfikowało moje wyobrażenie o tym. Może powinnam
rzeczywiście, tak jak mówił Rafał Hetman podczas swojego wystąpienia na
Literackiej Stolicy, wrzucać na social media pełne recenzje i tam liczyć na
dyskusję? Bo czy bardziej zależy mi na odsłonach bloga, czy na tym, aby móc
pogadać z kimś o przeczytanej książce? Nie jest to do końca łatwa kwestia dla
mnie i czuję się trochę rozdarta między własnymi sprzecznymi interesami. Może
kolejny rok powinien być właśnie próbą postawienia bardziej na dyskusję
(gdziekolwiek by się ona nie toczyła), niż na ruch na blogu? Może właśnie akcja
wspólnego czytania jest dobrą motywacją do wdrożenia tego w życie.
Plany na 2019 rok
Oprócz stałych już cyklów nobel na miesiąc i eurobooktrip
zaplanowałam akcję #czytajmyrazem2019, czyli wspólne czytanie, na które kilka osób się
zgłosiło i sprawdzimy, jak to wyjdzie.
Jeśli dziewczyny z Literackich Skarbów i Pierogów Pruskich umówią się na kolejną edycję Nabokoviady z
rosyjskimi klasykami, to w miarę swych możliwości też chętnie dołączę.
Poza tym
w maju, czerwcu i lipcu planuję czytać trochę książek o Rumunii, zarówno
reportaży, jak i powieści.
Pod koniec roku planuję wziąć udział w Wiktoriańskim
Październiku, którego polskiej edycji patronuje Gosia z Tuczytam.
A co więcej?
To się okaże!
Komentarze
Prześlij komentarz