Podsumowanie 2019 roku

Nie nazywam tego wpisu „najlepsze książki 2019 roku”, bo po pierwsze mało tu nowości i będzie o książkach, które przeczytałam w tym roku, a które niekoniecznie się w nim ukazały, a po drugie choć rzeczywiście będę pisać o tych, które najbardziej przypadły mi do gustu, to o niektórych powiem także w innych kategoriach. Podobnie jak w zeszłorocznym podsumowaniu pojawi się trochę małych odkryć. Ale po kolei. Najpierw trochę liczb.

Statystyki

Przede wszystkim jestem zadowolona z tego, że staram się czytelniczo otwierać na świat i wybieram autorów z różnych krajów. I choć oczywiście najwięcej przeczytałam jak zawsze książek autorów polskich (22) oraz z Wielkiej Brytanii i USA (łącznie 16, choć był jeden tytuł z Walii, co nie jest aż tak powszechne), to jednak ciekawie się przedstawiają kolejne trzy miejsca. Tym razem książki rumuńskich autorów wysunęły się na prowadzenie (9), wyprzedzając nieznacznie Czechy! (7), a tuż za nimi jest... Japonia (6). Oprócz tego autorzy przeczytanych przeze mnie książek pochodzą z Ukrainy, Francji, Austrii, Włoch, Malty, Gruzji, Estonii, Słowacji, Rosji, Norwegii, Irlandii, Islandii i kilku innych miejsc, także bardziej egzotycznych. Bardzo mnie cieszy ta tendencja i będę się starała pracować nad tym, aby ją utrzymać w przyszłym roku.

Niestety jednak moje zróżnicowanie geograficzne wpłynęło na zmniejszenie równowagi płciowej. Tylko 37% książek przeczytanych przeze mnie w tym roku zostało napisanych przez kobiety. W przyszłym roku muszę się postarać o większą równowagę w tej kwestii.

Jeśli chodzi o format, to niezmiennie większość tytułów czytam w papierze (59%), ale zwiększa się stopniowo udział ebooków (32%), choć trochę kosztem audiobooków (9%). Tak duży odsetek książek papierowych może też wynikać z tego, że zaczęłam więcej czytać książek z biblioteki (46%), choć nadal to moje własne zasoby – papierowy i elektroniczne – stanowią większość (54%).
I to by było tyle jeśli chodzi o statystyki, a teraz trochę konkretów.

Najlepsze

W tym roku nie potrafię wybrać jednego czy nawet dwóch najlepszych tytułów. Sporo książek mnie zachwyciło, coś poruszyło w mej duszy i sercu, żaden jednak nie wybija się ponad inne, żaden z nich nie jest książką w każdym calu idealną, ale wszystkie są w moim odczuciu naprawdę świetne i to właśnie one zasługują na wyróżnienie. Kolejność przypadkowa, a więcej o danej książce po kliknięciu w tytuł.

Niewidzialni urzekli mnie klimatem, zamkniętą przestrzenią wyspy, małej społeczności-rodziny, tego że autor tak pięknie pisze w sumie o niczym, że zamykam oczy i jestem na Barrøy. Pokochałam tę niespieszność. Jedyne czego żałuję, to tego, że kontynuacja (Białe morze) nie spełniła za bardzo moich wygórowanych oczekiwań po pierwszej części.

Zdarzyło się pierwszego września (albo kiedy indziej) to kawałek świetnej historii Europy Środkowo-Wschodniej podany w strawnej formie. Na przestrzeni wielu lat śledzimy losy trójki przyjaciół, którzy wychowali się w jednej miejscowości na Słowacji i których historia rzuca w różne miejsca. Nie brakuje także dobrego humoru połączonego ze zmyśleniami uzupełniającymi prawdziwe wydarzenia.

Boginie z Žítkovej to kolejny kawałek historii, bardziej lokalnej, przedstawiony za pomocą pojedynczych żywotów. Czechy, Morawy, a konkretnie Białe Karpaty i kobiety zwane boginiami – trochę szeptuchy, trochę znachorki, a może nawet czarownice. A w tym wszystkim XX wiek z wszystkimi jego ideologicznymi zwyrodnieniami i dziewczyna, która chce poznać prawdę o kobiecie, z którą jako dziewczynka mieszkała.

Germinal to moje „klasyczne” odkrycie tego roku. Nigdy nie sądziłam, że książka o francuskich górnika może mi się spodobać. Okazuje się jednak, że pewne rzeczy się nie zmieniają, choć świat idzie do przodu. Poza tym po przeczytaniu miałam wrażenie, że współcześnie już się tak nie pisze, bo i nikt nie chce tak czytać. Szkoda.

Niedźwiedzi bóg to cienka książka, właściwie jedno opowiadanie przepisane w nieco zmieniony sposób po latach, które potrafi jednak mocno oddziaływać. Ważne jest, aby znać kontekst powstania zmienionej wersji. Ta książka jest dla mnie dowodem na to, że minimum formy może zawierać maksimum treści. Mój ulubiony tytuł z wydanych w tym roku przez wydawnictwo Tajfuny.

Co pozwala powiedzieć noc to najlepsze opowiadania, jakie czytałam nie tylko w tym roku, ale i w ciągu ostatnich kilku lat. Prawie wszystkie mi się podobały i prawie każde z nich ma zaskakujące zakończenie lub niespodziewane rozwiązanie. Wszystkie te historie są niby codzienne, mogłyby się przytrafić każdemu, ale jednocześnie w tej swojej zwykłości niekiedy wydają się też absurdalne. Każdy z nas ma jakieś anegdoty z życia, które zaskakują słuchaczy.

Dziewczyna z konbini to książka o tym, że nie warto poświęcać swojego szczęścia dla zadowolenia innych, że każdy z nas powinien znaleźć swoją drogę, która jest dla niego najlepsza i się jej trzymać bez względu na to, czy społeczeństwo to akceptuje. Tytuł ten pojawił się w moim czytelniczym życiu w dobrym momencie, takiej lektury wtedy potrzebowałam.

Zostaną na dłużej

Matei Brunul to opowieść o lalkarzu, który stracił pamięć, a także współczesna przypowieść o tym, że każdy z nas jest tylko marionetką – czy to w rękach losu czy innych ludzi. Rumunia za czasów komunizmu, kiedy łatwo było ludziom u władzy nagiąć człowieka pod swoją wolę.

Wiejski tragik to moja pierwsza lektura z Estonii i jakże udana. Opowieść o życiu na małej wyspie pokazana oczami psa, a potem także jego pana, rybaka. Spokojna lektura, mroźny morski klimat i niekiedy chwile wzruszenia.

Medgidia. Miasto u kresu
to mozaikowa opowieść o rumuńskim mieście leżącym około 40 km od Morza Czarnego, w którym mieszają się narodowości, kultury, języki i tradycje. Każdy bohater może być tu tym głównym, nawet jeśli pojawia się tylko na chwilę.

Gnój to opowieść o człowieku, który czuje się panem świata w kręgu swojej rodziny i nie szczędzi swojemu synowi szkoły życia, ubliżania i razów. W moim odczuciu książka pokazuje od strony psychologicznej patologie życia rodzinnego, które można odszukać i w pozornie idealnych domach. Na audiobooku siła oddziaływania książki jest znacznie większa.

Miejsce jako bohater

W tym roku bardzo przypadły mi do gustu powieści, w których można bardziej skupić się na miejscu, na otoczeniu, gdzie rozgrywa się akcja i gdzie poznajemy bohaterów. Oprócz wcześniej wspomnianych Niewidzialnych i Medgidii chciałabym wspomnieć o trzech innych tytułach.

Jedna księżycowa noc to jedyny w tym roku (i póki co w mym życiu) tytuł z Walii. Narratorem jest chłopiec, który opisuje małe Miasteczko, pewną nienazwaną miejscowość, w której są kamieniołomy i opowiada historie, perypetie mieszkańców, wypadki, przypadki i zatargi, a do tego barwne postacie, które są bohaterami tych opowieści.

Ptaki i ludzie to wyprawa do Gruzji przy granicy z Azerbejdżanem, miejsce, gdzie pozornie przyjeżdża się oglądać ptaki, a w konsekwencji posłuchać o pewnym ciekawym osobniku, który mógłby być kowbojem z Dzikiego Wschodu. Dzięki autorowi mam w oczach to miejsce, choć nigdy w nim nie byłam.

Osiem gór to książka o włoskich górach, która wzięła mnie emocjonalnie z zaskoczenia. Za sprawą jednego z bohaterów dowiadujemy się, że czasami są ludzi, którzy mają swoje miejsce na Ziemi i tylko tam czują się jak w domu. A poza tym jest to trochę książka o miłości do gór – w trzech różnych obliczach.

Ciekawe eksperymenty 

Oprócz Niedźwiedziego boga, o którym pisałam wyżej, jeszcze dwa tytuły.

Trzy razy o świcie to ciekawy eksperyment myślowy, narracyjny. Opisane wydarzenia nie mogłyby się wydarzyć, gdyż czas, fizyka na to by nie pozwoliły. Jednak to ciekawa myśl, że dwie osoby mogłyby się spotkać trzy razy, na różnych etapach swojego życia i to za każdym razem po raz pierwszy.

Sprzedawca początków powieści to pokawałkowana mozaika różnych głosów, narracji – postmodernistyczna i polifoniczna. I choć całość wydaje się mocno pogmatwana i bez celu, to jednak poszczególne fragmenty to niekiedy majstersztyk. Dla tych, którzy nie muszą mieć fabuły prowadzonej z punktu A do punktu B, a także dla fanów np. Jeśli zimową nocą podróżny Itala Calvina.

Świetna książka dla dzieci

Nie czytałam w tym roku zbyt dużo tytułów dla dzieci, ale i tak jedna zyskała całe moje serce i trudno byłoby jakiejkolwiek innej pozycji zająć pierwsze miejsce. Etnogadki to nie tylko zapis pewnych dawnych zwyczajów i obyczajów, nie tylko książkowy spacer po skansenie, nie tylko opisy pór roku, świąt, które obchodzimy lub których już nie obchodzimy, ale także ciekawe ilustracje współgrające z folklorystyczną tematyką.

Klasyka

Poza wspomnianym wyżej Germinalem, przeczytałam także trzy inne tytuły, które można zaliczyć do klaski. Podróże Guliwera zaskoczyły mnie tym, że są znacznie obszerniejsze, głębsze i bardziej filozoficzne, niż wydaje się z tych wszystkich adaptacji teatralnych i filmowych dla dzieci. W stronę Swanna, choć nie zachwyciło mnie tak, jak bym tego chciała, doceniam jednak za tę powolność narracji i skupienie się na otoczeniu, na kwiatach głogu, na miejscu. Znacznie mniej pasowała mi historia miłosna, która przyćmiła właśnie tę niespieszność pierwszej części. Fabryka Absolutu to zdecydowanie typowo czeski klasyk, w którym nie ma świętości, a racjonalne, choć nieco absurdalne, podejście do tego, „co by było gdyby”. Tytuł nie był idealny, ale wciąż wart poznania.
Wszystkie te tytuły czytałam za darmo dzięki portalowi Wolne Lektury.
Co oprócz tego działo się na blogu?

W tym roku pojawiło się jedno obszerne zestawienie 30 książek z 30 lat, które stworzyłam z okazji moich 30. urodzin. Kontynuuję także czytanie książek noblistów i choć w tym roku udało mi się zapoznać jedynie z pięcioma autorami (czy książki Tokarczuk zanim dostała Nobla się liczą? chyba nie...), to jednak będę dalej próbować. Jako najlepszą książkę noblisty przeczytanego w tym roku wskazałabym chyba opowiadania Singera. Z racji mojej podróży do Rumunii i coraz większej fascynacji tym krajem zapoczątkowałam cykl czytania książek o Rumunii i rumuńskich autorów – udało mi się przeczytać 11 tytułów. Napisałam też relację z obecności Rumunii na Warszawskich Targach Książki. Rok temu pojawił się też pomysł wspólnego czytania niektórych tytułów i choć udało się z kilkoma lekturami, to jednak pomysł z czasem upadł – trochę z mojej winy i różnych problemów, które się na mnie zwaliły w tym roku, trochę też z racji niewystarczającego zaangażowania współczytających. Niemniej jednak tytuły przeczytane z tej listy można wciąż zobaczyć w oddzielnej zakładce Czytajmy Razem 2019. Może niektóre jeszcze się doczekają swojego momentu.

Najczęściej czytane na blogu

Zaglądam czasami w statystyki bloga i okazuje się, że najwięcej osób zajrzało w tym roku do recenzji Opowiadań bizarnych (Nagroda Nobla dla Olgi Tokarczuk zrobiła swoje, a ja pisałam o tym tytule na wiosnę), Zmierzchu, czyli pierwszego tytułu wydanego przez Tajfuny oraz ex aequo wpisu o 5 tomikach poezji Wisławy Szymborskiej (czy to uczniowie liczący na streszczenie?) i tekstu o Germinalu, na co z pewnością miało wpływ udostępnienie mojego tekstu na fb Wolnych Lektur.

Ulubione książkowe zdjęcie na Instagramie

Co tu dużo tłumaczyć, zdjęcie zachęcające do przeczytania mojej opinii, które zdobyło najwięcej serduszek na Instagramie – jest to Medgidia, a zdjęcie wygląda tak:

Plany na 2020 rok

Lubię planować, ale obawiam się, że wbrew temu co sama o sobie myślałam, jestem jednak trochę spontanicznym czytelnikiem. Dlatego postaram się, aby moje plany nie były sztywne i pozostawiły pewien margines swobody. Będę kontynuować czytanie książek noblistów, ale bez spiny. Dalej będę brnęła w czytanie literatury rumuńskiej. Mam też sporo lektur estońskich (zamówionych w tym roku w antykwariacie), więc może i w tym kierunku podążę. Z pewnością, z racji Warszawskich Targów Książki i Czech jako gościa honorowego, będę nadrabiać książki tych autorów, którzy pojawią się na imprezie. Dużo czeskich książek, ale to raczej nic nowego. Zamówiłam też sporo książek z serii Penguin Modern, małych i cienkich, co ma mniej zmotywować, aby nie bać się czytać po angielsku tytułów bardziej ambitnych, niż książki dla dzieci. I też taki jest plan, aby czytać też więcej w językach obcych – po angielsku i czesku (a kto wie, może i osiągnę taki level, że uda mi się zmierzyć z moją jedyną rumuńską lekturą na półce?).

Zwykle nie piszę tak długich tekstów, ale podsumowanie roku, to moment, kiedy więcej osób zagląda na tego typu wpisy, a ja chciałam też zainteresować tych, którzy mnie nie śledzą regularnie. Social media stają się dla mnie coraz mniej przyjazne i zapewne będę bywać tam coraz mniej, więc jeśli już tu trafiłeś lub trafiłaś, to będzie mi miło, jeśli zasubskrybujesz blog, bo wtedy dostaniesz mailem powiadomienie o nowym wpisie, który zazwyczaj pojawia się raz w tygodniu (pamiętaj, aby potwierdzić subskrypcję poprzez wiadomość otrzymaną mailowo na skrzynkę). Opcję subskrypcji znajdziesz na górnym pasku, obok logo.

Dziękuję wszystkim, którzy dotrwali do tego miejsca i życzę samych dobrych lektur w 2020 roku.


Komentarze