„Błękit” Maja Lunde
Po naprawdę bardzo dobrej Historii pszczół – będącej książką przemyślaną i dającą bardzo obrazowe pojęcie o tym, jak małe zmiany mogą wpływać na wiele rzeczy w naszej przyszłości czy w samym środowisku – miałam bardzo wysokie oczekiwania. Niestety, w moim odczuciu historia pokazana w Błękicie absolutnie nie dorasta do poprzedniej książki autorki. Nie wybrzmiało w niej wystarczająco to, co miało wybrzmieć – w końcu jest to drugi tom w cyklu związanym z klimatem – tzn. że drobne zmiany w ekosystemie mają ogromny wpływ na zmiany w przyszłości. Autorka bardziej skupiła się tutaj na pokazywaniu absolutnie zbędnej historii miłosnej i tego jak główna bohaterka wielokrotnie zachowywała się jak rozpieszczone dziecko, zamiast racjonalnie działać. Jej rozmowy z Magnusem, obrażanie się i pochopne działanie raczej pokazują coś, co tu absolutnie nie powinno mieć miejsca – że ludzie, których obchodzi los środowiska naturalnego, są nie za bardzo zrównoważeni psychicznie. To na wielki minus, bo mnie środowisko obchodzi, a Signe miałam serdecznie dość. Wątek Davida i jego córki był niemożebnie rozciągnięty i choć miał pokazywać konsekwencje działań w czasach Signe, to nie do końca dał świadomość przyczyn i skutków.
Był duży potencjał w tej książce, jednak niestety autorka tym razem postawiła akcenty nie tam, gdzie trzeba i z opowieści ku przestrodze, wyszedł jej miszmasz romansu i powieści postapokaliptycznej. Lepiej sięgnąć po Historię pszczół.
Komentarze
Prześlij komentarz