„Błękit” Maja Lunde

„Błękit” Maja Lunde | fot. Jeden akapit
Dwie narracje i dwie linie czasowe. Z jednej strony mamy historię Norweżki Signe, jej teraźniejszą perspektywę z roku około 2017, ale także jej wspomnienia z lat 60. czy 70. Opisuje ona miejsce, w którym się urodziła, gdzie istotna była rzeka, lodowiec, a które z czasem było coraz bardziej zagarnianie i niszczone przez człowieka, a także swoją historię miłosną od czasów dzieciństwa. Druga narracja to mniej więcej 2040 rok i południe Francji. Ojciec z córką szukają reszty rodziny i trafiają do obozu dla uchodźców. Cały kraj, a także wszystkie inne na południe, są suche, nie ma wody, od dawna nie padał deszcz. David czeka na swoją żonę i syna, a przy okazji odkrywają z córką coś niezwykłego w okolicy. Ostatecznie na końcu te dwie historie się połączą.

Po naprawdę bardzo dobrej Historii pszczół – będącej książką przemyślaną i dającą bardzo obrazowe pojęcie o tym, jak małe zmiany mogą wpływać na wiele rzeczy w naszej przyszłości czy w samym środowisku – miałam bardzo wysokie oczekiwania. Niestety, w moim odczuciu historia pokazana w Błękicie absolutnie nie dorasta do poprzedniej książki autorki. Nie wybrzmiało w niej wystarczająco to, co miało wybrzmieć – w końcu jest to drugi tom w cyklu związanym z klimatem – tzn. że drobne zmiany w ekosystemie mają ogromny wpływ na zmiany w przyszłości. Autorka bardziej skupiła się tutaj na pokazywaniu absolutnie zbędnej historii miłosnej i tego jak główna bohaterka wielokrotnie zachowywała się jak rozpieszczone dziecko, zamiast racjonalnie działać. Jej rozmowy z Magnusem, obrażanie się i pochopne działanie raczej pokazują coś, co tu absolutnie nie powinno mieć miejsca – że ludzie, których obchodzi los środowiska naturalnego, są nie za bardzo zrównoważeni psychicznie. To na wielki minus, bo mnie środowisko obchodzi, a Signe miałam serdecznie dość. Wątek Davida i jego córki był niemożebnie rozciągnięty i choć miał pokazywać konsekwencje działań w czasach Signe, to nie do końca dał świadomość przyczyn i skutków.

Był duży potencjał w tej książce, jednak niestety autorka tym razem postawiła akcenty nie tam, gdzie trzeba i z opowieści ku przestrodze, wyszedł jej miszmasz romansu i powieści postapokaliptycznej. Lepiej sięgnąć po Historię pszczół.

Komentarze