„Fanfaroni ze Starego Dworu” Matei Caragiale

„Fanfaroni ze Starego Dworu” Mateiu Ion Caragiale | fot. Jeden akapit
Tytułowi fanfaroni to po prostu czterech znajomych, nawet nie przyjaciół, którzy spotykają się od czasu do czasu, aby korzystać z uciech alkoholowych i cielesnych Bukaresztu przełomu XIX i XX wieku. Jest dekadentyzm, są rozmowy o życiu, ideach, filozofii i sztuce, gra w karty, chodzenie do szemranych miejsc i poznawanie osobliwych ludzi.

Przyznam, że choć przy czytaniu opisu byłam bardzo zaintrygowana tą lekturą, to w miarę czytania czułam, że ta historia niespecjalnie mi leży. Najciekawsze fragmenty to była rozmowa dwójki przyjaciół o podróżach na zachód, o widzianych tam rzeczach, poznanych ludziach. Tak właściwie nie do końca poczułam ten bukaresztański klimat, bo za każdym razem – trochę tak wynikało z tych rozmów – albo na zachód, albo na wschód było ciekawiej. Czytanie zaś o wieczorkach przy kartach, pijaństwie i innych ekscesach, to trochę jak słuchanie o imprezie, na której cię nie było. Nawet jeśli była to impreza mocno retro, fakt pozostaje faktem, że trochę to nudzi.

Ostatecznie były momenty, które mnie zaciekawiły, jednak czy całość była na tyle dobra, abym podzielała zachwyty ówczesnych krytyków? Niespecjalnie, dlatego akurat tego rumuńskiego tytułu nie będę wspominać z wielkim rozrzewnieniem.

Interesują cię inne książki rumuńskie i o Rumunii? Zajrzyj tutaj > 

Komentarze