„Samosiejki” Dominika Słowik

„Samosiejki” Dominika Słowik | fot. Jeden akapit
Kiedy w zeszłym roku pisałam o Zimowli Dominiki Słowik, wspominałam, że choć mam do książki kilka zastrzeżeń, to według mnie autorka ma dar opowiadania ciekawych historii. W Samosiejkach jest to, co autorce wychodzi najlepiej – są zajmujące historie, ocierające się momentami o realizm magiczny, a do tego krótka forma opowiadań pozwala na zaintrygowanie – szczególnie że zakończenia są zarówno otwarte, jak i zamknięte w zbalansowany sposób.

Opowiadania łączy mniej lub bardziej nasze powiązanie z naturą i po części pokazane są w nich sytuacje, w których natura bierze górę nad człowiekiem. Moim ulubionym jest Śnieżyca, w którym bohaterka pisze o swojej matce, która – podobnie jak na przykład niedźwiedzie – zapadała w sen zimowy, a kiedy zmiany klimatyczne doprowadziły do skrócenia tego czasu, kobieta cierpiała na bezsenność. Ciekawe jest też opowiadanie Lęk przestrzeni, w którym bohaterka zupełnie inaczej odczuwa mały świat swojego mieszkania, gdy po zabiegu musi mieć zasłonięte oczy. Sporym zaskoczeniem były dla mnie Kolonie pozaziemskie, których akcja rozgrywa się na statku kosmicznym za czasów ZSRR, a drugą główną bohaterką jest... szybko rozprzestrzeniająca się pleśń. Muszę przyznać, że nie było w tym zbiorze opowiadania, które wyjątkowo by mi się nie podobało, jakieś pojedyncze zrobiły po prostu na mnie mniejsze wrażenie.

Całościowo zatem zbiór jest bardzo dobry, napisany dobrym stylem, a opowiadane historie w dużej mierze mają szansę zostać w głowie na dłużej.

Komentarze