„Jesień” Ali Smith

„Jesień” Ali Smith | fot. Jeden akapit
Elisabeth odwiedza w domu spokojnej starości swojego dawnego sąsiada. Jako mała dziewczynka przyjaźniła się z mężczyzną, który otwierał jej oczy na świat sztuki i samym skierował jej życie w tę stronę. Daniel śpi, a w tym śnie trochę wspomina, a trochę wyobraża sobie niestworzone rzeczy. Elisabeth za to walczy z biurokracją, aby wytworzyć nowy paszport, dzięki któremu nadal będzie mogła podróżować do Europy. A w tle majaczy gdzieś wspomnienie o pewnej kontrowersyjnej malarce i jej obrazach.

Książka Ali Smith to taka mozaika, jest tam wiele tematów – przyjaźń międzypokoleniowa i spoza rodziny, sny starszego człowieka o bujnej wyobraźni, widmo Brexitu i niechęć wobec imigrantów, dociekania na temat Pauline Boty, która była jedyną kobietą w nurcie brytyjskiego pop-artu.

Poszczególne części są dobrze lub ciekawie napisane, podobały mi się relacje, które łączyły głównych bohaterów, a także informacje o Pauline Boty. Jednak według mnie całość – przez fragmentaryczność i przez niewielką przestrzeń na poszczególne wątki – jest klejona na ślinę. Wszystko jest jedynie zarysowane, żaden z wątków nie doczekał się pełnego przedstawienia i każdy z nich wydaje się pojawiać bez konkretnego celu. Wiele osób zachwyca się pisarstwem Ali Smith, ja jednak – co przyznaję z niemałym żalem – nie potrafię po tym jednym tytule dołączyć do grona jej fanów.

Komentarze