Podsumowanie 2021 roku
Każde kolejne czytelnicze podsumowanie roku, mimo że wiem, iż nastąpi, jest dla mnie zawsze po części zaskoczeniem. Zawsze mam wrażenie, że zdążę przeczytać jeszcze kilka godnych lektur przed końcem roku, a później przychodzi proza życia i choć chęci wielkie, to zwykle niewiele z tego wychodzi. W tym roku przeczytałam wyjątkowo mało, na co wpłynęła głównie konieczność adaptacji do nowej pracy, nowych obowiązków i mniej lub bardziej regularne chodzenia do biura. Niby więcej czasu na czytanie w komunikacji miejskiej, ale czasami nie miałam siły na czytanie po tej orce na ugorze, a poza tym od marca do października drogę do biura pokonywałam zwykle na rowerze (ponad 1500 km zrobione w tym roku!). Zmiany te wpłynęły nie tylko na liczbę, ale też na sposób zapoznawania się z lekturą. Ale o tym w dalszej części. I tak jak we wszystkich poprzednich latach – 2018, 2019 i 2020 – tak i teraz w niniejszym podsumowaniu piszę o książkach, które przeczytałam w tym roku, a nie o tych, który zostały w 2021 wydane – choć i takie się zdarzają. Standardowo zapraszam jednak najpierw na statystyki.
Statystyki
Bardzo istotną zmianą względem ubiegłych lat jest fakt, że audiobooki stanowiły aż 43% moich lektur! Jak pisałam wcześniej wynikało to głównie z konieczności dojazdów do pracy, a także mniejszej przyswajalności słowa pisanego. Książki papierowe to 37%, zaś elektroniczne 20%. Do wzrostu roli audiobooków w moim czytelniczym życiu przyczyniło się również to, że moja biblioteka zaczęła udostępniać czytelnikom kody do Legimi z audiobookami właśnie – książki czytane lub słuchane poprzez ten portal stanowiły aż 50% moich lektur. Tytuły wypożyczone w bibliotece w tradycyjny sposób to 20%, zaś moje własne czytelnicze zasoby to 30% przeczytanych książek. Co do podziału lektur pod względem płci autorów, to są to proporcje zbliżone do zeszłorocznych – kobiety 46% i mężczyźni 54%.
Jeśli chodzi o pochodzenie autorów, to niezmiennie na pierwszym miejscu jest Polska (16 tytułów), na dalszym też bez zaskoczeń, bo Wielka Brytania i USA (łącznie 11), zaś przyznam, że nie spodziewałam się, iż na trzecie miejsce na podium trafi Norwegia (5), a zdarzyło się to właściwie za sprawą jednego autora, o którego książkach wspomnę w dalszej części. Odwiedziłam czytelniczo w tym roku wiele krajów i miejsc. Kilkukrotnie byłam w Rumunii, Czechach, Francji i Finlandii, zaś jednorazowo trafiłam m.in. do Włoch, Japonii, Gwatemali, Estonii, Korei, Rosji, Szwecji, Kanady, Łotwy, Mołdawii, Izraela, Szkocji i zbiorczo do różnych krajów Ameryki Południowej i Środkowej. Cieszy mnie ta różnorodność i mam nadzieję, że w kolejnym roku będę to kontynuować.
Zapraszam teraz na bardziej szczegółowe podsumowanie, w którym piszę o najlepszych lekturach, zostawiam długą listę wyróżnień, wspominam o akcjach, w których brałam udział, a wyjątkowo także o trzech tytułach, których nie dokończyłam i nie planuję skończyć.
Najlepsze
W tym roku wśród najlepszych znalazło się 5 tytułów. Nie ma tu ani podium, ani konkretnych miejsc. Wszystkie poniższe tytuły są numerem jeden w 2021 roku.
Najada, do której początkowo musiałam przywyknąć, skradła moje serce głównie pięknym językiem i ogromnym skupieniem na myślach i przeżyciach wewnętrznych bohaterów. Są tu głównie wspomnienia, przemyślenia i emocje, zaś akcji w czasie rzeczywistym jest dużo mniej. Chciałabym w kolejnym roku trafiać na więcej takich książek.
Zulejka otwiera oczy, choć pokazuje nam konkretną historię rozkułaczonej Tatarki w czasach ZSRR, to także w ogromnej mierze pozwala nam wejść do głowy i posłuchać myśli dzielnej dziewczyny, która choć prosta, to ma w sobie dużą mądrość, którą z czasem odkrywa. Kolejna książka z niezwykle ciekawą bohaterką.
Regulamin tłoczni win zapadł mi w pamięci jako świetnie napisana historia z wyrazistymi postaciami, ciekawymi wątkami, a jej długość, która początkowo nieco odstraszała, pozwalała mi na duże zżycie się z sierocińcem Saint Cloud’s i z mieszkańcami Sadów z Widokiem na Ocean. Świetna książka, która z pewnością bardzo zyskuje w wersji audio.
Nowele i szkice. Prozaicy rumuńscy to moje pierwsze tak leciwe opowiadania rumuńskie, ale wiele z nich niezwykle mi się podobało. W niektórych pojawiała się klasyczna groza, w wielu sporo podskórnego smutku i nostalgii. Nie zabrakło jednak też zabawnych utworów, a nawet te, które podobały mi się mniej, pozwoliły mi poszerzyć wiedzę o Rumunii.
I na koniec najlepszej piątki coś zupełnie innego. Niezwyciężony to science fiction – z którym to gatunkiem moja relacja z roku na rok coraz bardziej się poprawia – zaskakujące niezwykłym pomysłem. Oczywiście, pojawia się tu sporo wymyślnej technologii, ale najciekawsze jest to, co czytelnik odkrywa razem z bohaterem, czyli czym są i jak działają dziwne byty znajdujące się na obcej planecie. Śmiało mogę powiedzieć, że to mój ulubiony Lem.
Wyróżnienia
Nie byłabym sobą, gdybym nie wymieniła jeszcze kilkunastu tytułów, które były bardzo dobre, dobre lub ich lektura coś mi dała. Nie są to książki idealne, ale myślę, że nie zaginą w mrokach mych dziejów i będę niekiedy o nich wspominać. Tym razem krótko o każdej.
Ptaki za postać wrażliwego człowieka nieprzystającego do świata, który zbyt dużo widzi i czuje. Aż dwa tytuły tego norweskiego pisarza znalazły się w tym roku wśród wyróżnionych.
Dom w ciemności to niezwykłe przedstawienie metafory państwa, mierzenia się władzy z rewolucją, różne postawy względem niej, a to wszystko zamknięte w przestrzeni jednego domu.
Dolina Muminków w listopadzie, czyli ogromne zaskoczenie w kwestii tego, jak bardzo dojrzała i przepełniona trudnymi emocjami i lękami bohaterów jest to książka.
Kroniki portowe, bo uwielbiam opowieści o małych społecznościach w odległych miejscach, gdzie życie nie jest sielanką.
Życie zaczyna się w piątek, bo to wspaniały obraz Bukaresztu u schyłku XIX wieku w okresie świąt Bożego Narodzenia, przybrany wątkami kryminalnymi i miłosnymi.
Samosiejki, bo autorka potrafi dobrze opowiadać krótkie, anegdotyczne historie, a dodatkowo wątki mniej realistyczne pozwalają na rozwinięcie ciekawych pomysłów.
Strupki to bardzo dobry debiut i kibicuję autorce, aby się rozwinęła literacko w kolejnych tytułach. Pięknie pokazane pamiętanie i zapominanie, będące nieodłącznym elementem starzenia się.
Cham, bo to odczarowana szkolna Orzeszkowa, potrafiąca napisać postać niezwykle tragiczną, której historia i nagromadzone emocje niekiedy bolą także czytelnika.
Saga Puszczy Białowieskiej za napisanie historii z punktu widzenia miejsca, zarówno w sposób fabularyzowany, jak i czysto naukowy, oparty na ogromnej ilości danych.
Laczplesis za uświadomienie, że herosi to nie tylko w starożytnej Grecji i że warto eksplorować kraje bałtyckie pod kątem literackim, bo może to być naprawdę świetna przygoda.
Sapiens wywołał u mnie autentyczny ból psychiczny i emocjonalny. Naświetlił niektóre kwestie w zupełnie inny sposób i pozostawił w dużym rozdarciu. Ale było warto.
Dziobak literatury. Reportaże latynoamerykańskie za zabranie mnie tam, gdzie literacko trafiam niezwykle rzadko. Za pokazanie ciekawostek z wielu różnych krajów i za merytoryczne wprowadzenia, co – mam nadzieję – zaowocuje moim większym zainteresowaniem literaturą i historią krajów Ameryki Południowej.
Kroniki marsjańskie za tak duże zróżnicowanie w opowiadaniach pod względem gatunkowym i tematycznym, choć wszystko to łączy się w całość pod szyldem „sci–fi o Marsie”.
Bóg mordu oczywiście za wspaniały prześmiewczy tekst o tym, co wychodzi z ludzi, gdy przestają udawać, ale także za świetną interpretację aktorską audiobooka pod sztandarem Audioteki.
Niekoniecznie Lem i Wiktoriański październik
W tym roku brałam też udział w dwóch akcjach czytelniczych. Z okazji roku Lema u Karoliny z Niekoniecznie Papierowe pojawiła się akcja wspólnego czytania jego książek, z czego ja załapałam się na cztery: Eden, Powrót z gwiazd, Śledztwo i Niezwyciężony. Ten ostatni tytuł podobał mi się najbardziej, z pozostałymi bywało różnie.
Oprócz tego skromnie wzięłam udział w Wiktoriańskim Październiku, którego polską edycję organizuje Gosia z TuCzytam. Przeczytałam zbiór opowiadań Wakacje wśród duchów, który nie był w stu procentach wiktoriański, ale w większości się wpisywał w akcję, a opowiadania Oscara Wilde’a bardzo zaskoczyły mnie poczuciem humoru.
Niedokończone rozczarowania
Zawsze uważałam, że powinnam pisać tylko o książkach, które przeczytałam. Nadal uważam, że jest to uczciwsze, jednak pamiętam, ile razy czytałam coś do końca i dawałam zupełnie niepotrzebnie szansę książce, która po prostu mnie męczyła i blokowała. W tym roku rozgrzebałam wiele tytułów, ale do wielu z nich wrócę w innym czasie. Jednak trzy rozczarowały mnie w czasie lektury i nie zamierzam ich kończyć, mimo że bardzo chciałam (nawet zrobiłam im zdjęcia do wpisów i co gorsze bardzo byłam z nich zadowolona!). Kończę z męczeniem się z lekturami. A zatem kilka zdań o tytułach, których nie dokończyłam.
Abchazję Wojciecha Góreckiego miałam przeczytać szybko, aby zyskać bazową wiedzę o tym kraju–nie–kraju i jego relacji z Gruzją, a następnie chciałam przeczytać opowiadania abchaskiego pisarza. Reportaż mnie przyblokował i przez to nie sięgnęłam też po opowiadania. Nie podoba mi się styl opowieści autora, to, że w wielu miejscach skupia się na sobie albo na (moim zdaniem) pierdołach związanych z elementami ubioru napotykanych ludzi, zamiast opowiedzieć mi o kulturze, tradycjach, języku Abchazów. Gdzieś majaczą te wątki, ale za mało, większość przykrywa polityka, machlojki i autor we własnej osobie.
Na Ogród Hiroko Oyamady bardzo czekałam i czułam, że będzie to jedna z najlepszych książek tego roku. Niestety, opowiadania te nie tylko skupiają się bardziej na samych ludziach, niż na ich relacjach z naturą – co nie jest jeszcze wielkim zarzutem, bo to jest tylko kwestia moich niespełnionych oczekiwań – ale też są zwykle nudne i źle wyważone. Zakończenia w większości przypadków pozostawiają zbyt dużo niedomówień, na tyle dużo, że trudno poczuć się zaintrygowanym „niedopowiedzianym” zakończeniem poza tekstem. Po każdym z opowiadań – a przeczytałam ponad połowę książki – czułam „meh” lub „aha”. Nie poruszyły w mojej duszy absolutnie żadnej struny.
Mierzenie się z – nomen omen – legendami literatury jest zawsze ryzykowne. Zbierałam się długo do Mgieł Avalonu Marion Zimmer Bradley, bo to taka cegła, ale byłam zdeterminowana, aby ruszyć w świat legend arturiańskich. Przeczytałam ponad 200 stron, i choć jest to zaledwie 1/5 całości, to wystarczyło mi to, aby wyrobić sobie zdanie. Przede wszystkim odrzucił mnie styl i sposób tworzenia bohaterów, które są proste jak budowa cepa, relacje między postaciami są klejone na ślinę i niekiedy przypominały mi te z książek, które czytałam jako nastolatka. Choć pod kątem fabularnym można obronić ten tytuł, to jednak nic nie odrzuca mnie od książki tak bardzo, jak słaby styl i kreacja postaci. Szkoda życia.
Ulubione książkowe zdjęcie na instagramie
W tym roku bank rozbiło zdjęcie książki Lato, gdy mama miała zielone oczy z moją mocno kwiecistą koszulą w tle. Jak na razie jest to najpopularniejsze zdjęcie na moim instagramie od momentu założenia konta.
Plany na 2022 rok
Nie mam specjalnych planów na kolejny czytelniczy rok. Chciałabym przede wszystkim czytać więcej pewniaków, książek, które wiem, że mi się spodobają, ale ciągle odkładam je na jakiś lepszy moment. Zakładam, że będę też sięgać więcej po książki z moich domowych zasobów. Oprócz tego będę kontynuować czytanie książek rumuńskich autorów. A gdzie dalej czytelnictwo mnie zaprowadzi – to się okaże.
Serdecznie dziękuję za doczytanie tego wpisu do końca. Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz komentarz i podzielisz się swoimi odczuciami. Może jakaś lektura z wyżej wymienionych była interesująca także dla Ciebie?
Wszystkiego dobrego w nowym roku!
A.
Komentarze
Prześlij komentarz