„Toń” Marta Kisiel

Tak jak w innych swoich książkach, tak i tu Marta Kisiel nie szczędzi nam niezwykłości. Do tego osoby, które czytały Nomen Omen mogą poczuć się usatysfakcjonowane powrotem znanych im bohaterów, w roli nieco drugoplanowej.

Jeśli chodzi o samą fabułą, to nie jest łatwo nie zdradzić zbyt dużo, jednak na pewno trzeba się przygotować nie tyle na podróż w czasie, ile zanurzenie się w głąb historii danego miejsca. I podobnie jak w Nomen Omen dotykamy dawnego Breslau (Wrocławia) i ukrywanych pod koniec II wojny światowej skarbów, a w tym wszystkim jeszcze tajemnicze zniknięcie rodziców głównych bohaterek sprzed 16 lat.

Muszę przyznać, że choć sam pomysł na to tytułowe „tonięcie” w czasie, porównanie tego do rzeki, wydaje mi się niezwykle ciekawe i pomysłowe (miałam pewne skojarzenia z Ubikiem Philipa K. Dicka, w którym każda rzecz zawierała w sobie swój wcześniejszy ewolucyjnie odpowiednik), to jednak czuję lekki niedosyt. Akcja toczy się nieco za szybko i nie można wystarczająco dotknąć tego niecodziennego odwiedzania przeszłości, jaki zaproponowała autorka. Bardzo cenię sobie, gdy świat przedstawiony czy pewne zjawiska są w nim szczegółowo opisane, dlatego mam nadzieję, że pod tym względem (domniemana) kontynuacja sprosta moim oczekiwaniom i dowiem się więcej o zanurzaniu się w czasie i psychopompach. Toń jest zdecydowanie bardziej podobna w stylu do wspomnianego już Nomen Omen, niż do wariacji lichotkowych z Dożywocia i Siły niższej – więcej tu fabuły i fantastyki, niż czystego ubawu z żartów sytuacyjnych.