Podsumowanie 2025 roku
Rok 2025 był zdecydowanie rokiem odpuszczania. Zamieściłam jedynie kilka wpisów, choć ciekawych książek przeczytałam znacznie więcej. I może w tym rzecz, że albo ma się czas na pisanie o książkach, albo ma się czas na ich czytanie i słuchanie. A piszę o słuchaniu, bo choć przestałam już prowadzić czytelnicze statystyki, to po raz kolejny mogę stwierdzić, że audiobooki stanowiły ogromną część moich lektur. Nie będę pisać o najlepszych i najgorszych książkach, a o moich czytelniczych trendach, tegorocznych obszarach zainteresowań – wspomnę, które książki były zacne, a które takie sobie, o niektórych wcale nie będę pisać.
To co się zdecydowanie zmieniło względem poprzednich lat, to bardzo duży odsetek książek non-fiction, które jednak nie nazwałabym reportażami. Wszystkie lektury poukładałam w kilku kategoriach, które mniej więcej oddają to, co mnie w tym roku – literacko i życiowo – zajmowało najbardziej.
Zawsze piszę też o książkach, które w danym roku przeczytałam, a niekoniecznie w nim były wydane. Po raz drugi brałam udział w akcji #czytamzapasyodAdoZ, dzięki której wyczytywałam trochę starszych tytułów.
Podsumowania roku z poprzednich lat: 2018, 2019, 2020, 2021, 2022, 2023 i 2024.
Żyć lepiej, bardziej świadomie, inaczej, po swojemu

Ku mojemu zaskoczeniu jest to najliczniejsza kategoria w tym roku. Sporą część stanowią tytuły z wydawnictwa Wysoki Zamek i serii Miasto szczęśliwe, które choć mogą się pod wieloma względami wydawać mocno utopijne, to jednak dają nadzieję, że jeśli ludzi dobrej woli jest więcej, to nie tyle świat, ale nasza okolica, może stać się lepszym miejscem.
Jako rowerzystka najbardziej cieszę się, że wreszcie przeczytałam Jak rowery mogą uratować świat, bo dowiedziałam się, jak świetny jest to wynalazek dla naszego ciała, ducha i miasta, a Ruch – cudowne lekarstwo tego samego autora dodatkowo utwierdziło mnie w przekonaniu, że zawsze warto znaleźć czas na spacer, a przesiadywanie przez 8h w pracy, a później przed telewizorem to nie jest coś, do czego nasze ciało stworzyła natura. Oba te tytuły poruszały również temat projektowania przestrzeni miejskiej w taki sposób, aby przestała ona być samochodocentryczna i stała się bardziej zielona oraz dostępna dla różnych grup – przestrzeń dostępna dla rowerów jest też dostępna dla osób na wózku. Temat architektury miasta i naszych domów porusza w szerszym kontekście autorka książki Hotel Ziemia. Żyć i mieszać dobrze, czyli jak powinno się projektować, aby żyło się nam lepiej, dlaczego musimy ograniczać hałas i nie pozwolić by krzykliwe reklamy w przestrzeni pogwałcały nie tylko nasze zmysły, ale też spokój ducha. Nie powinniśmy również zapominać na co dzień o kontakcie z przyrodą, o czym pisze autorka w książce Dobro natury. Jak przyroda może polepszyć nasze życie i że warto mieć rośliny na biurku w pracy, a czasami pójść do biura na piechotę i okrężną drogą, ale przez park. Choć bałam się, że będzie to nieco nawiedzona lektura, to jednak jest tu sporo tez potwierdzonych badaniami naukowymi. Wychylone w przyszłość. Jak zmienić świat na lepsze oraz To jest nasza przyszłość. Manifest na rzecz szlachetniejszego świata to dwie książki, które nie tylko pokazują, że powinniśmy jako społeczeństwo spróbować bardziej sobie ufać, ale też współpracować i myśleć perspektywicznie, inicjować lokalne projekty, które zostaną zrealizowane nie za 5 czy 10 lat, ale za dekady. To także zastanawianie się nad podejmowanymi przez nas decyzjami, czy ważne jest tu i teraz, czy ważna jest przyszłość, czy kierujemy się szybkimi korzyściami, a może jednak stawiamy na wartości, które uważamy za bazowe dla naszej osobowości.

Farma Heidy. Owce, islandzka wieś i naprawianie świata to nie tylko książka o byciu farmerką na Islandii, ale też opowieść o tym, że warto walczyć o miejsce, w którym się żyje, nie dać się przekonać wielkim koncernom do szybkiego zarobku kosztem środowiska naturalnego.
W ramach tej kategorii czytałam też kilka tytułów stawiających nie tyle na aktywizm co na zajrzenie w głąb siebie. Zachowaj spokój. Stoicyzm w praktyce na dzisiejsze czasy napisany przez australijską dziennikarkę jest jej interpretacją myśli stoickiej. To co jest zaletą tego tytułu, jest również jego wadą – autorka opisuje swoje życie, co z jednej strony daje współczesnemu czytelnikowi ułatwienie w przełożeniu starożytnych myśli, z drugiej jednak pisze o szczegółach ze swego życia, które mnie osobiście zupełnie nie interesowały. Ku mojemu zaskoczeniu była to jednak istotna książka w moim czytelniczym życiu i jak się okazało wiele elementów filozofii stoickiej sama stosuję. Zapoznałam się w tym roku również z pewnym filozoficznym, bardziej współczesnym klasykiem – Człowiek w poszukiwaniu sensu. Głos nadziei z otchłani Holokaustu, to z jednej strony wspomnienia z obozu, z drugiej zaś rozwój myśli, że najgłębszym popędem człowieka jest poszukiwanie sensu i celu w życiu.
Lubię się uczyć nowych języków i analizować, w jaki inny sposób można za ich pomocą postrzegać świat, dlatego cieszę się z lektury tytułu Języczni. Co język robi naszej głowie, bo choć głównym elementem była tutaj dwujęzyczność, to znalazłam tu kilka ciekawych kwestii do przemyśleń o językach w ogólności. Homo Digitalis. Jak internet pożera nasze życie? to książka mocna i mimo że będąc dość świadomym użytkownikiem internetu o wielu jego ciemnych sprawkach wiedziałam, to niektóre fragmenty uświadomiły mi jeszcze dobitniej, że strach dawać wolny dostęp do mediów społecznościowym dużo mniej odpornym społecznie dzieciom oraz że jako ludzkość zasługujemy w ogólnym rozrachunku raczej na wyginięcie. A jak już przy wymieraniu jesteśmy to Nie czekam na szklankę wody. O świadomej niedzietności to w dużej mierze rozmowy z różnymi kobietami, które nie zdecydowały się na bycie matkami, a przyczyn tego stanu rzeczy jest wiele, nie tylko powszechnie zarzucany egoizm. Autorka, która sama jest matką dorosłego już syna, dodaje również perspektywę skandynawską i kilka możliwych alternatyw na starość dla ludzi, którzy nie zostali rodzicami.
Zrozumieć przyrodę

Dużo w tym roku czytałam też o przyrodzie, niekoniecznie w powieściach. Jako dwie najlepsze książki wskazałabym Rzecz o ptakach, która okazało się nie tylko książką o ptakach, ale też w dużej mierze o ludziach i że wbrew temu, co lubimy twierdzić, nie jesteśmy tak wyjątkowi na tle innych zwierząt oraz Dziki rok. Zapiski młodego przyrodnika, czyli irlandzka przyroda, aktywizm na jej rzecz z perspektywy młodego chłopaka w spektrum autyzmu, cechującego się ogromną wrażliwością.
Przeczytałam również dwa tytuły o pszczołach. Pszczoły. Zbrodnia, intryga, miód bardzo ciekawie opisuje jak to jest być pszczelarką, z jakimi wyzwaniami wiąże się hodowla, ile jest w tym romantyzmu a ile brutalnej rzeczywistości oraz jak niezwykłymi i skomplikowanymi istotami są pszczoły. O pszczołach i ludziach to eseje, szwedzka perspektywa i spojrzenie na rok z punktu widzenia pszczół, zagadnień z nimi związanymi, z relacjami między lokalnymi społecznościami czy chęcią zarobku kosztem zwierząt.
Z wydawnictwa Paśny Buriat przeczytałam dwa tytuły poświęcone konkretnym zwierzętom – Borsuk. Władca ciemności. Biografia nieautoryzowana, która uświadomiła mi, jak wiele jeszcze o borsukach nie wiemy i że to wielka szkoda, bo są to niesamowicie ciekawe stworzenia, rodzinni samotnicy i budowniczowie oraz Werbel, czyli zrozumieć dzięcioły, która choć była napisana już z dużo mniejszym polotem, to pozwoliła mi na poznanie faktów, gatunków, zachowań i niezwykle ważnego miejsca w ekosystemie tych dziuplaków pierwotnych. I z jeszcze jednym tytułem poświęconym ptakom zapoznałam się w tym roku, a była to Jej wysokość gęś. Opowieść o ptakach i mam dwa zastrzeżenia – książka jest o różnych ptakach, a tytuł – poświęcony samej gęsi – mógł nieco zniechęcać, a poza tym bardzo żałuję, że inne tytuł tego autora (chyba) nie są dostępne w formie audiobooków.
Celtycki splot

Rok 2025 zaczęłam książką Dublin i był to strzał w dziesiątkę. Nie tylko lektura bardzo mi się podobała, bo śledzimy setki lat w historii tego miasta, to oprócz tego tytuł ten wyznaczył poniekąd nowy kierunek moich literackich podróży. Drugą bardzo dobrą książką dziejącą się w Irlandii była Kolonia, która dała mi mnóstwo powodów do rozważań nad tożsamością, językiem, kulturą. Dziennik irlandzki to już klasyka autora literackiego Nobla, a urywki z życia z irlandzkich miast i miasteczek, choć często przepełnione biedą, były pełne uroku i wrażliwości. A swoją drogą w książce Przez błękitne pola autorka w jednym z opowiadań wspomina dom Heinricha Böll na wyspie Achill, przyznam jednak, że poza tym opowiadaniem niespecjalnie pamiętam pozostałe z tego zbioru.
.png)
Poza Irlandią odwiedziłam też literacko Szkocję. Ciche wody może nie podobały mi się aż tak, jak poprzednie książki autorki, ale w sposób ciekawy budowały opowieść po jednej postaci na jeden rozdział. Żyjąca Góra to opowieść o wędrowaniu po szkockich górach oczami kobiety, która przemierzyła je wzdłuż i wszerz przed wieloma laty. To również ogólne rozważania o byciu w górach, odczuwaniu otaczającej nas przyrody, zwierząt, innych ludzi czy w końcu siebie samego. Szkocja. Wędrówka przez krainę mitów i mgły to opowieść Polki, która całe swoje dorosłe życie spędziła w tym kraju. Jak to mają do siebie niektóre tytuły z serii podróżniczej Wydawnictwa Poznańskiego, jest to taki przekrój zarówno dla tych, co wiedzą trochę o danym kraju, jak i dla tych, którzy nie wiedzą nic. Przyznam, że choć dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy o Szkocji, których nie wiedziałam, to jednak czasami książka wydawała mi się trochę zbyt osobista. Romantyczną wizję Wysp Brytyjskich rozbudzałam w sobie czytając książkę Król Orfej i inne ballady szkockie i angielskie, gdzie pełno było wyspiarskich utarczek, dzielnych lub zdradzieckich rycerzy, cnotliwych lub niewiernych dam, a całość pięknie ilustrowana drzeworytami.
Sporo tytułów dotyczących krajów celtyckich i ich obecnych czy dawnych mieszkańców rozgrzebałam i nie dokończyłam zwykle przez brak czasu czy zapomnienie. Mam jednak silne postanowienie je dokończyć i z pewnością w kolejnym roku również tej kategorii w podsumowaniu nie zabraknie. Muszę się jeszcze zatem postarać o godnych książkowych reprezentantów Walii!
Wielka historia, mała historia

W tym roku przeczytałam kilka opowieści traktujących o wycinku czasu, regionu, rodziny, w których przewijała się ta większa historia czy nieznana mi dotąd grupa etniczna.
Nie mogę nie wspomnieć w pierwszej kolejności o książce Sydonia. Słowo się rzekło, bo moja podróż do Szczecina (i ogólnie na Pomorze Zachodnie) zmotywowała mnie wreszcie do sięgnięcia po tę opowieść, a bohaterka okazała się bardzo niezwykła. Po tej lekturze sięgnęłam również po krótką broszurkę Sydonia von Borcke. Najbardziej znana pomorska „czarownica”, którą w formie ebooka można pobrać bezpłatnie ze strony wydawnictwa, jednak nie dowiedziałam się z niej wiele więcej niż z samej powieści i posłowia do niej.
Dwa tytuły Czereśnie będą dziczeć oraz W korzeniach wierzb są dość podobne w tematyce, gdyż bohaterami są ludzie przesiedleni ze wschodu, którzy próbują zapuścić korzenie na zachodnie, w obu przypadkach na Śląsku. Choć książki czytałam w podobnym okresie i momentami zlewają mi się w jedno, to obie są bardzo warte uwagi. Czereśnie... są bardziej o małych ludzkich losach, czasami rzeczach pozostawionych gdzieś przez kogoś i po latach odnalezionych. W korzeniach wierzb to w moim odczuciu bardziej płynna opowieść z elementami fantastycznymi i choć nigdy nie oglądałam serialu Dark, to pewne skojarzenie z nim nasuwa się samo. W obu natomiast pobrzmiewa echo, jak to jest żyć w miejscu, w domu, które kiedyś należały do kogoś innego, gdzie w kurzu między deskami podłogowymi osiadały sny i lęki byłych gospodarzy. Na zupełnie innym krańcu Polski rozgrywa się Król Warmii i Saturna i choć nie jest to powieść, bardziej zapiski autorki z rozmów z jej ojcem, to widzę pewne podobieństwa z dwoma poprzednimi tytułami. Tu bohater jest teoretycznie u siebie, ale również nie do końca na swoim miejscu – nie czuje się Polakiem, nie czuje się Niemcem, choć wielu mu to zarzuca, ale czuje się Warmiakiem. Opowieść starego ojca o tym, jak było kiedyś, jak jest teraz, co się działo z rodziną, to też darmowa lekcja warmińskiego, również dla autorki, która choć mówi w tym języku, to z mniejszą swobodą niż jej ojciec. Kolejna opowieść o tożsamości, która nie jest oczywista i łatwa do zdefiniowania w dzisiejszym świecie.
.png)
Zupełnie czym innym jest Pachinko – to saga rodzinna obejmująca kilka pokoleń Koreańczyków na tle przemian społecznych, kontaktów z Japonią. Opasła historia, w której czytelnik może zżyć się z bohaterami i oglądać koreańską prowincję i miasto ich oczami.
W książce Łaciaty pies biegnący brzegiem morza nie ma co prawda wielkiej historii w tle, ale dzięki tej małej opowieści kirgiskiego autora traktującej o rodzinie wybierającej się na polowanie na nerpy, dowiedziałam się o istnieniu ludu Niwchów i poznałam elementy ich wierzeń.
Wiek czerwonych mrówek to opowieść o Wielkim Głodzie w Ukrainie w latach 30. Historia bardzo przejmująca, momentami makabryczna, zmagania i cierpienie bohaterów pozostają z czytelnikiem po zakończeniu lektury. Kraj ten poznałam też nieco lepiej w książce z serii podróżniczej Wydawnictwa Poznańskiego Ukraina. Soroczka i kiszone arbuzy – w tym tytule autorka pokazuje czytelnikowi różne regiony Ukrainy, omawia ich specyfikę, niekiedy również kreśli tło historyczne, a elementy nieco bardziej humorystyczne zwykle wprowadzają anegdoty z jej polsko-ukraińskiej rodziny.
Czeska i słowacka

Nie mogło zabraknąć w moim zestawieniu książek z krajów naszych południowych – a moich ulubionych – sąsiadów. O dziwo, w tym roku nie przeczytałam żadnej książki po czesku, choć trzy przywiozłam ze sobą z Pragi – do nadrobienia w przyszłym.
Zacznę jednak od książek słowackich, w których głównym reprezentantem jest Pavel Rankov. Klinika to historia człowieka, który próbuje się dostać na wizytę do słynnego psychiatry, ale zanim do tego dojdzie będzie terapeutyzowany przez wiele różnych osób w klinice, co bohatera prowadzi coraz bardziej do szaleństwa, a czytelnika po części do uśmiechu, po części do ubolewania nad absurdem sytuacji. Legenda o języku, mimo słowackiego autora, rozgrywa się jednak w Pradze i choć jest w przeważającej części opowieścią humorystyczną – grupka studentów jest przepytywana na zajęciach z historii Jana Nepomucena, którego pomnik stoi na Moście Karola – to jest też ukazaniem bardzo tragicznych losów niektórych ludzi w czasach, gdzie lepiej było za dużo nie mówić, zbyt dużo nie wiedzieć i w ogóle starać się być niewidocznym. Wspaniała to była lektura dla mnie, szczególnie że niedługo potem byłam w Pradze i mogłam się wreszcie w zupełnie inny sposób przyjrzeć Nepomucenowi, choć oczywiście zakończenie pozostawiło goryczkę na języku. Hotel Balkan to historie ludzi w różnych bałkańskich krajach, ich losy na tle historii, a wszystko łączy bohaterka, która ich przepytuje i tytułowy hotel, który jak się okazuje można znaleźć w każdym z tych miejsc. Również z tej serii z Ha!artu przeczytałam krótką książkę Tego pokoju nie da się zjeść, jednak tak jak nie byłam nigdy w stanie docenić Lolity Nabokova, tak i nie potrafię tej lektury docenić, jakkolwiek dużo pozytywnych analiz bym przeczytała. Ostatnim ślizgiem do podsumowania roku weszła Babunia©, czyli nowość z tego roku i książka bardzo dobra pod względem oddania chorych relacji w rodzinie i charakterów jej członków, ale koszmarna emocjonalnie i mocno wulgarna językowo – przez to jednak bardzo autentyczna.
Trzy przeczytane przeze mnie czeskie tytuły są poniekąd o tym samym, jednak w zupełnie innych dekoracjach i historiach – to opowieści o relacji córek z ojcami (choć po części też z matkami). Grzybiarka przemierza las w poszukiwaniu grzybów, ścieżkami, którymi chadzał jej ojciec, a przy okazji odkrywa przed czytelnikiem mroczną stroną tej relacji. W książce Lata ciszy śledzimy chłodną relację ojca z córką, a z czasem poznajemy tajemnicę rodzinną i co doprowadziło do tak dużego dystansu do własnego dziecka. Zawsze jest ktoś to pogmatwana relacja dorosłej córki mającej własną rodzinę z problemami z jej ekscentrycznym ojcem – jest w tej historii mnóstwo humoru, ale też scenek i dialogów, w których każdy z nas może się odnaleźć i pomyśleć, że w pewnych relacjach jest jednak coś uniwersalnego. Nie najlepsza z dorobku autorki, ale może być.
Relacje rodzinne

Refleksją o uniwersalności pewnych relacji płynnie przechodzę do kategorii książek, w której to właśnie relacje były istotą historii. Rodzeństwo to trójka dorosłych dzieci i ich relacje z ojcem, z matką i sobą nawzajem, wraz z tajemnicami, niedopowiedzeniami, dziwnymi układami i zawieranymi paktami – autorka w sposób mistrzowski oddała tu pewne typy charakterów i to jak każde z rodzeństwa, w rozdziałach pisanych z ich perspektyw, ma swoje racje. Dla fanów Pod śniegiem Soukupovej.
Pojechałam do brata na południe było dla mnie niestety sporym rozczarowaniem, głównie ze względu na główną bohaterkę, która nie zainteresowała mnie nie na tyle, abym chciała sięgać po kolejne tomy serii, mimo że początkowo planowałam to uczynić.
Fuga to ostatnia część trylogii krakowskiej i wielogłos, w której (nie)znany z pierwszego tomu Bartłomiej Chochoł jest każdą postacią po kolei, opowiada zupełnie różne i nieprzystające do jednego bohatera opowieści i trudno jest stwierdzić, czy jest on ostatecznie sobą. To zabawa formą i zabawa snuciem opowieści, jak to u Szostaka bywa.
Jeśli zachowasz pamięć o grzechu to dziwna relacja syna z matką – matką, która była przedsiębiorczynią, gwiazdą interesu, ale w bardzo małym stopniu była matką, a w dorosłym życiu bohatera już w ogóle jej nie było. To opowieść rozgrywająca się gdzieś pomiędzy Włochami a Rumunią i pomiędzy dzieciństwem a dorosłością bohatera. Również o dziwnej relacji z matką jest książka Otchłanie kolumbijskiej pisarki, w której duże znaczenie mają rośliny w domu, depresja matki i wypadek sprzed lat. Jest to również opowieść o tym, że wbrew temu, co czasami wydaje się dorosłym, dzieci wiele rozumieją i przekładają na swoje myśli i emocje.
Dużo bardziej pozytywną lekturą były Oczy Mony. Z jednej strony to opowieść o relacji dziadka i wnuczki, ale też wejście w świat sztuki – o jej odczytywaniu, z jednej strony ze świadomością biografii artysty i czasach, w których żył, z drugiej zaś z naiwnością dziecka, które dostrzega coś samodzielnie i wysnuwa własną teorię.
Klasyka dziecięca po angielsku w audiobooku

Jest to kategoria, którą bardzo chciałam odnotować, ponieważ jak do tej pory przesłuchałam jedynie jednego audiobooka w wersji angielskiej. Tym razem udało mi się to aż z trzema tytułami!
Pippi Longstocking nie była mi do tej pory znana z wersji książkowej i jakoś nie miałam świadomości, że była to aż tak anarchistyczna i zmyślająca rzeczy dziewczynka. Lektorka bardzo się wczuwała w postać i przyznam, że trochę się umęczyłam tymi wszystkimi dziwnymi pomysłami. Niemniej jednak na pewno dla dzieci jest to (aż za bardzo) inspirująca bohaterka!
Winnie-the-Pooh czyli nasz swojski Kubuś Puchatek, chyba również nie do końca był mi znany z wersji książkowej, choć wiele historii tu zawartych pamiętam z animowanej wersji. Trochę mnie zaskoczyło, że zwierzęta ze Stumilowego Lasu okazały się trochę mniej sympatyczne niż mi się wydawało, między innymi gdy próbowały przegonić Kangurzycę i Maleństwo oraz kiedy nie pocieszyły depresyjnego Kłapouchego!
Za to obyło się bez dysonansu poznawczego przy słuchaniu A Bear Called Paddington, gdyż jest to ciepła opowieść o dziwnym misiu, którego przyjęła pewna brytyjska rodzina i który ze wszystkimi swoimi zaletami i wadami stał się jej pełnoprawnym członkiem. Wspaniałe!
Fantastyka

Jest prawdą powszechnie znaną, że nie ma nic lepszego niż sięgnąć czasem po lekką fantastykę. Zawsze to dość liczna reprezentacja moich lektur i tak jest również tym razem, więc bardzo skrótowo o każdej książce.
Aneta Jadowska jest już stałą autorką w moim fantastycznym repertuarze i choć nie lubimy się z Dorą Wilk za bardzo, to pierwszy tom Wilk z lasu z nowej serii oceniam bardzo pozytywnie. Zbiór opowiadań Klątwy i pierniczki o tyle mniej mi się podobał, że dużą część tekstów znałam już wcześniej.
Sięgnęłam też po czwarty tom serii o niezwykłym gabinecie weterynaryjnym Necrovet. Pielęgnacja zwierząt (nie)ożywionych, z którego w tym momencie nie pamiętam wiele, ale zawsze jest to miła lektura w czasie słuchania. Autorka popełniła również inny tytuł fantastyczny poza serią, ale był w moim odczuciu tak słaby, że nawet nie umieściłam go w podsumowaniu.
Przed wielu, wielu laty czytałam pierwszy tom Sagi Księżycowej, a w tym roku wróciłam do tego uniwersum i przesłuchałam Fairest, Scarlet i Cress. Choć mam trochę zastrzeżeń, to biorę pod uwagę, że seria ta powstała wiele lat temu i była jedną z pierwszych serii fantasy dla młodzieży, więc pewne rzeczy się już od tego czasu zestrzały (włącznie ze mną). Na fali czytania Marissy Meyer sięgnęłam też po Bez serca. Heartless, czyli wariację na temat Królowej Kier z Alicji w Krainie Czarów i choć tu również niektóre rzeczy mi zgrzytały, to bawiłam się dość dobrze podczas lektury.

Kilka przeczytanych tytułów mogłabym zaliczyć do fantastyki z motywami słowiańskimi. Poświst to folk noir, mroczne istoty, dziwne zjawiska – ciekawe, jednak poprzednia książka autorki jakoś bardziej do mnie trafiła. Kraj kobiet był za to świetną lekturą, nie tylko umiejscowioną na osi czasu dziejów, ale też z fajnymi bohaterkami, ciekawymi wątkami i pewną uniwersalną prawdą, że choć często to mężczyźni są problemem w historii świata, to jednak ich brak nie sprawi, że ów świat stanie się idealny. Mszczuj to kolejny tom z serii Kwiat paproci i choć już od kilku części coraz częściej przewracam oczami podczas lektury, to szczerze przyznaję, że choć się trochę męczę, to lubię wracać do Bielin.
Milenę Wójtowicz znałam już z opowiadań, ale dopiero teraz sięgnęłam po jej dłuższe formy. Zaczęłam od tych późniejszych czyli W cieniu dnia oraz W świetle nocy, gdzie bohaterką jest Aśka zamieniona w wampira, która odmawia życia w cieniu i zamierza żyć normalnie i w jako takiej komitywie z ludźmi i innymi gatunkami nienormatywnymi, a nad wszystkim zawsze czuwa i służy radą Sabina Piechota, specjalistka od BHP, a prywatnie strzyga. Po całkiem udanej lekturze sięgnęłam do dwóch wcześniejszych tytułów czyli Post Scriptum oraz Vice Versa, gdzie Sabina jest główną bohaterką – dobrze się bawiłam, jednak nowsze tytuły bardziej mi siadły.
Nie do końca na poważnie

Bezsprzecznym liderem tej kategorii są Racice namiętności, czyli pastisz i parodia romansów, trochę współczesnych, trochę w stylu Trędowatej, a fabularnie historia krowy, która uciekała z zagrody, zakochała się w żubrze i mieszkała ze stadem w podlaskim lesie. Bawiłam się pierwszorzędnie i marzy mi się, aby autorka sięgnęła po inną historię z życia wziętą – o ośle Dieslu, który zamieszkał ze stadem dzikich jeleni – i również ją opisała.
Nieludzki lokaj przewielebnego Huuskonena to kolejna książka fińskiego autora, który wrzuca swoich bohaterów w dziwne koleje losu, nietypowe sytuacje, a to wszystko w okolicznościach fińskiej (choć nie tylko) przyrody.
Poradnik prawdziwej damy. Dobre maniery a morderstwo pierwszy tom z serii i choć nie jest to nic wybitnego, czasami nieco naciąganego z punktu widzenia epoki, to jednak dobre jako przerywnik od współczesnych czasów i poważniejszych lektur.
Zapadły pałac to tytuł dla młodzieży, jednak z lubianym przeze mnie humorem Marty Kisiel. Tym razem jest tu niezwykła szkoła i zbieranina dzieciaków, których nikt nie wrzuciłby do kategorii popularnych. Główna historia właściwie dopiero się zacznie, więc jestem ciekawa kolejnej części.
Sekret prawie byłego męża to drugi tom serii o koleżankach pisarkach, które osiadły w Ustce. To seria z tych bardziej kryminalnych, choć niepozbawionych humoru, a intryga jest całkiem zacna.
I w końcu Cztery trupy w barszcz, czyli cztery opowiadania świąteczno-kryminalne. Były one dość mocno zróżnicowane i raczej oceniam ten zbiór jako jeden ze słabszych pod szyldem tych czterech autorek, ale jako audiobook do układania puzzli w drugi dzień świąt nadaje się w sam raz.
Z nutą grozy

Książkę austriackiej autorki Ściana raczej można zakwalifikować do powieści postapo, jednak niepokój bohaterki o siebie, zwierzęta, przyszłość przecieka tu w każdym zdaniu. Nie wiadomo, jak to się stało, ale kobieta zostaje uwięziona za niewidoczną ścianą w górskim domku wraz z psem, kotką i krową, podczas gdy wszystkie istoty po drugiej stronie dosłownie skamieniały. Historia o sytuacji granicznej i o psychice ludzkiej w tych warunkach.
Pozostałe lektury bardziej wpasowują się w kategorię powieści gotyckich. Kobieta w czerni. Rączka to klasyczne w formie dwie opowieści o nawiedzonych miejscach i tragicznych historiach, których były świadkami oraz bohaterach, którzy pchają się tam, gdzie nie powinni. Demon z samotnej wyspy to za to japońska wariacja na temat Wyspy doktora Moreau i historia dziewczyny, która nie zna swojego pochodzenia. Wehikuł czasu to jedna z ważniejszych książek science-fiction o podróży w czasie, o tym co będzie z ludzkością i światem za tysiące lat. I choć koncepcja i pomysł były świetne, to muszę przyznać, że sama książka nie podobała mi się aż tak bardzo jak późniejsze adaptacje czy reinterpretacje tej historii.
Zwierzęta bohaterami powieści

Czytałam więcej książek o tej tematyce, jednak wszystkie one znalazły swoje miejsce już w innych kategoriach, dlatego tutaj tylko dwa tytuły, o których również chciałam wspomnieć.
Wilki to moje drugie spotkanie z tym autorem, obie pokazywały perspektywę zwierzęcia i jego zmagania ze światem i ludźmi, którzy nie chcą dać im spokoju. Tu jednak los tytułowych bohaterów – jak to w przyrodzie – jest często bardzo tragiczny i serce czytelnika niekiedy pęka. Niemniej jednak była to bardzo dobra lektura.
Historia o mewie i kocie, który uczyłją latać to moja lektura z okazji dnia kota. Historia niedługa i dla młodego czytelnika, ale niosąca pewne uniwersalne wartości, że warto dbać o słabszych i się o nich troszczyć.
.
Ufff! Wpis bardzo długi, jednak jak na to, że oddzielne posty powstały tylko o nielicznych tytułach, to i tak całkiem skondensowany. Nie wiem, czy w przyszłym roku coś się zmieni pod względem częstotliwości moich wpisów – przypuszczam, że raczej nie.
Co do planów, to nadal chcę wyczytywać zapasy, ale na trochę innych zasadach. Tak czy siak, mam nadzieję, że uda mi się czytać więcej wartościowych lektur – choć przyznaję, że w tym roku, nie mogę pod tym względem narzekać. Planowanie wychodzi mi zwykle nieco bokiem, spontaniczne zajawki często wygrywają, ale może to nic złego. Cieszę się jednak, że w wielu przypadkach udało mi się nie podążać za chwilową modą i trzymać się starszych, odleżanych tytułów.
Na rok 2026 życzę sobie i Wam samych wspaniałych historii, które albo nas wzbogacą o wiedzę, albo dadzą przyjemną rozrywkę.
Wszystkiego dobrego!
A.

Komentarze
Prześlij komentarz