Podsumowanie 2024 roku

Podsumowanie 2024 roku | fot. Jeden akapit
W tym roku usiadłam do pisania podsumowania wyjątkowo późno. Podobnie jak poprzednio tak i teraz rezygnuję ze statystyk, wspomnę jedynie, że ponownie ponad połowa moich lektur to były audiobooki. W moim podsumowaniu nie będę pisać o najlepszych i najgorszych książkach, raczej o moich czytelniczych trendach, obszarach zainteresowań, w które w tym roku wpadłam – wspomnę, które książki były zacne, a które takie sobie. Nie o wszystkich przeczytanych książkach tu napiszę, bo i nie czuję takiej potrzeby. O niektórych tytułach powstały osobne posty, o niektórych dopiero powstaną, a o jeszcze innych już nigdy nie napiszę. Zawsze piszę też o książkach, które w danym roku przeczytałam, a niekoniecznie w nim były wydane, a ten rok jest szczególny, bo brałam udział w akcji „Czytam zapasy od A do Z”, dzięki której wyczytywałam trochę starszych tytułów. 

Podsumowania roku z poprzednich lat: 2018, 2019, 2020, 2021, 2022 i 2023.

Dawne opowieści i bajki ludowe

Muszę przyznać, że tym razem zdarzyło się tak, że moja zeszłoroczna sylwestrowa lektura w dużym stopniu wyznaczyła ogólny kierunek moich tegorocznych zainteresowań.

Podsumowanie 2024 roku | fot. Jeden akapit

Kalevela – bo o niej mowa – to fiński epos narodowy, którego niektóre fragmenty mają nawet tysiąc lat. To niezwykłe dzieło opisujące przygody herosów, ich zmagań z przeciwnościami, a także przyrodę północy. Dzieło ma ogromną kulturową wartość i uważam, że wcale nie mniejszą niż Iliada czy Odyseja. Były fragmenty piękne, poważne, ale też i zabawne. Zdecydowanie trafia do moich książek życia.

Idąc za ciosem sięgnęłam po sagi islandzkie. Edda poetycka okazała się nieco mniej przystępna językowo i fabularnie, czytałam ją ze znacznie większym mozołem. Nie zmienia to jednak faktu, że jestem pełna podziwu dla tekstu powstałego tak dawno temu, który przetrwał do dziś.

Za to Opowieść o Såmie, która była opowiedzianą na nowo historią z jednej z islandzkich sag, przybraną w bardziej współczesny dla autora kostium i scenografię, spodobała mi się bardzo. Jest to jedna z tych dość uniwersalnych historii o ludziach prawych oraz tych przebiegłych i nieuczciwych. 

W dużym stopniu przyczynkiem do sięgnięcia po sagi była seria książek Elżbiety Cherezińskiej – Harda i Królowa – które w sfabularyzowanej i podkoloryzowanej formie pokazywały historię Świętosławy, wikińskiej królowej o prawdopodobnie słowiańskich korzeniach. 

Wakacje spędzone w Estonii zaowocowały zakupem zbioru Estonian folktales, w którym znalazło się sporo ciekawych bajek ludowych ze zwierzętami, diabłami i niezwykłymi zjawiskami. Bardzo miło wspominam tę lekturę.

Królewna i goblin to XIX-wieczna bajka mocno czerpiąca ze szkockiego folkloru i choć zawiera nieco staromodnego moralizatorstwa, to jak na czasy, w których powstała, była czymś niezwykłym.

Literatura północy

Drugą bardzo istotną grupą moich lektura stanowiła literatura krajów nordyckich.

Podsumowanie 2024 roku | fot. Jeden akapit

Na wyróżnienie w tej kategorii zasługuje Lód, książka o zwykłym życiu pastora i jego rodziny na fińskich, ale szwedzkojęzycznych, Wyspach Alandzkich, a także Ziemia i synowie opisująca stary jak świat konflikt pokoleń i zderzenia tradycji z dążeniem do zmian, a to wszystko w islandzkiej scenografii.

Sielanka bardzo mnie intrygowała podczas lektura i budziła podskórny niepokój, jednak po niedługim czasie nie potrafiłam zbyt wiele o niej powiedzieć.

Nigdy, nigdy, nigdy to dość trafnie ujęte wycinki z życia i rozmów kobiety bezdzietnej z wyboru, w których niekiedy każda z nas może się przejrzeć.

Kobieta, która kochała owady ma w sobie dużo uważności na przyrodę, ale też pozostawia czytelnika z refleksjami na temat naszego przepoczwarzania się w życiu.

Podsumowanie 2024 roku | fot. Jeden akapit

Ludzie, którzy sieją w śniegu to saamska opowieść o rodzinie, o stracie i odnajdywaniu się po latach, o samotności, mimo że bywała zabawna w wyrazie. Dobrze skomponowała mi się ze słuchanym nieco wcześniej audioserialem Audioteki i magazynu Pismo – Saamowie. Wyrzut sumienia Skandynawii.

Korzenie były mało poważane w fabule i wykonaniu, ale również skupiały się na poszukiwaniu rodziny i dziwnym splataniu się ludzkich losów, a zupełnie odjechany Las powieszonych lisów to mieszanka powieści łotrzykowskiej, zbrodni, humoru, poszukiwania złota, rodziny z wyboru z oswojonym lisem i wiele innych.

I na końcu tej kategorii nie mogłabym nie wspomnieć o zbiorze Mistrzowie opowieści. Skandynawska zima, który czytałam w ramach kalendarza adwentowego w grudniu. Miał on lepsze i gorsze momenty, ale udało mu się wprowadzić mnie w zimowy klimat, pomimo braku śniegu za oknem.

Przyroda

Trzecia grupa książek to te, w których przyroda odgrywa znaczącą rolę.

Podsumowanie 2024 roku | fot. Jeden akapit

Mokradła to jedna z tych bardzo moich książek, która całkowicie trafiła w moją wrażliwość, w to, czego szukam w literaturze. Z jednej strony śledzimy losy kolejnych pokoleń rodziny przez setki lat, z drugiej patrzymy na miejsce, na przyrodę, na zmieniające się do niej i do istot do niej należących podejście. 

Na zakręcie roku to obserwacja przyrody na zachodnim wybrzeżu Irlandii i choć zdarzały się dłużyzny, to autor zachwycił mnie swoim zmysłem obserwacji, uważnością na najmniejsze nawet istnienia i tym, że wiele było we mnie przemyśleń pomiędzy akapitami tej książki.

Gdzie śpiewają raki nieco mnie zaskoczyła, bo choć oczywiście jest to fabularnie historia kryminalna i miłosna w jednym, to jednak ogromną jej część stanowi zachwyt nad przyrodą bagien, podglądanie zachowań ptaków i innych zwierząt – i to właśnie ten element książki mnie zachwycił.

Rozejrzyj się to już nie powieść, a krótkie opowieści o mniejszych i większych zwierzętach (głównie raczej tych mniejszych). Koncepcja zacna, niektóre historie mi się podobały, ale w ogólnym rozrachunku nie do końca mnie porwała.

Historie rodzinne

Historie rodzinne to zawsze ważny element moich czytelniczych wyborów. 

Podsumowanie 2024 roku | fot. Jeden akapit

Po pięciu latach zalegania na mojej półce wreszcie przyszedł moment na książkę Niewinni, gdzie śledzimy losy spokrewnionych ze sobą dzieciaków, które mieszkają w Braszowie w latach 60. i 70. XX wieku. Ta książka to z jednej strony takie powieści młodzieżowe z dzieciństwa, z drugiej zaś zapis czasów z historii Rumunii.

Listopad to historia alternatywna, co by było, gdy Aksamitna Rewolucja w Czechosłowacji się nie udała i komunizm by nie upadł. Ale przede wszystkim to opowieść o rodzinie, która wbrew swojej woli została porwana w tryby historii, znalazła się po dwóch stronach barykady i nie mogła się już odnaleźć.

Chochoły to Kraków, to wielopokoleniowy i wielopiętrowy dom w Krakowie, który jest osobnym uniwersum, to rodzina, która jest mikropaństwami, rodziną królewską, wszystkim tym naraz. To opowieść nieco magiczna, metaforyczna, a to wszystko w okolicznościach Bożego Narodzenia i świętowania Nowego Roku. Dość niezwykła pozycja, choć przyznam, że był moment, w którym wypadłam z toru tej opowieści i nie do końca umiałam na nie wrócić. Choć po krakowskim kolędowaniu z trochę większą sympatią myślę o tej opowieści.

Literatura południa

Choć w kręgu moich zainteresowań zdecydowanie przeważa mroźna literatura północy, to nie zabrakło też kilku bardzo dobrych tytułów z literatury południa.

Podsumowanie 2024 roku | fot. Jeden akapit

Zielone sari przeleżała na półce kilka lat i sięgałam po nią z całkiem słusznym niepokojem. To książka o toksycznej relacji, o mężczyźnie, który jest oprawcą i który wmawia czytelnikowi, że ma słuszność. To bardzo trudna emocjonalnie książka, ale napisana z niezwykłym kunsztem i mimo ciężkiego kalibru, jedna z lepszych przeczytanych w tym roku.

Historia białego wieloryba to nieco mityczna, bajkowa opowieść z jednej strony o wielorybie, który ma chronić wody przy wybrzeżu, opowieść z jego perspektywy, z drugiej sporo elementów folklorystycznych podanych jako wierzenia Ludzi Morza. Piękna!

Bratnia dusza napisana przez autora o senegalskich korzeniach, choć jest o wojnie – dodajmy o wojnie cudzej dla bohatera – to zawiera w sobie mnóstwo elementów kultur plemiennych, włącznie niekiedy z narracją bardziej typową dla opowieści snutych przy ognisku.

Horror, groza, opowieści niesamowite

Sporym zaskoczeniem jest dla mnie to, że poza klasycznymi opowieściami niesamowitymi przeczytałam również trochę tytułów grozy.

Podsumowanie 2024 roku | fot. Jeden akapit

To, co utraciłyśmy w ogniu to argentyński horror kobiecy, wpełzający pod skórę, czasami przerażający właśnie tym, czego nie wiemy, w moim odczuciu bardzo silnie związany też z południowoamerykańskim realizmem magicznym. Czasami czułam się chora po tych opowiadaniach, ale jakie one były dobre! Zdecydowanie odkrycie tego roku.

Listopad to klimatyczne opowiadania naszej rodzimej pisarki, w sam raz, aby wczuć się w listopadowy czas – jest trochę niezwykłości, pojawiają się słowiańskie klimaty.

Manitou to mój pierwszy tytuł Mastertona i swego rodzaju klasyka horroru. Oczywiście, momentami przesadnie filmowa, co też dało się odczuć w słuchanym przeze mnie audiobooku, ale jednocześnie bazująca na wierzeniach rdzennej ludności Ameryki i przygodowa niczym Indiana Jones. Nic wybitnego, ale świetna rozrywka.

Ghosts of Wales to nie powieść, ale analiza archiwalnych walijskich gazet z epoki wiktoriańskiej. I choć same fragmenty z prasy robią się z czasem powtarzalne i nieco monotonne, to ogólnie świetny przegląd, w co wierzyli wtedy ludzie w Walii (i w epoce wiktoriańskiego ogólnie), czego się bali, jak można wytłumaczyć popularność pewnych zjawisk. Kulturowo rewelacyjna rzecz.

Non-fiction

Udało mi się poznać w tym roku kilka ciekawych tytułów non-fiction.

Podsumowanie 2024 roku | fot. Jeden akapit

Na pierwszym miejscu w tej grupie muszę wymienić Café Museum Roberta Makłowicza, ponieważ to niezwykle ciekawa, pisana z erudycją i humorem gawęda o ziemiach dawnego Cesarstwa Austro-Węgierskiego, a audiobook czytany przez autora podróżował razem ze mną do Wiednia, Budapesztu i na południe Czech. Wspaniała!

Kwantechizm to moja kolejna próba zmierzenia się z fizyką i choć może trochę rzeczy mi się bardziej ułożyło, to jeszcze więcej mnie przerosło, ale doceniam za obrazowe przedstawienia skomplikowanych kwestii.

Cyfrodziewczyny to opowieść o pierwszych polskich programistkach, ale też o pierwszych krokach w polskiej komputeryzacji. Niekiedy bardzo ciekawe, niekiedy trochę nużące, ale doceniam, że taka książka powstała.

Cześć pracy pozwala się trochę zatrzymać w pędzie zarabiania pieniędzy i w tym, kim tak naprawdę jesteśmy na rynku pracy, w jakich trybikach się znajdujemy i jakimi słowami i wizjami się nas mami. Bardzo to była ciekawa lektura.

Pięć razy o przekładzie miało kilka świetnych momentów na temat tłumaczeń, że tłumacz jest też autorem, że nie zawsze przekład był wierny, a nawet był taki moment, że miał być zdecydowanie bardziej autorskim opracowaniem. Wszystko to ciekawe, z mocnym rysem filozoficznym, ale niestety jak dla mnie za często przesadnie przeintelektualizowane.

Mam nadzieję, że Cywilizacja Słowian rozpocznie w moim czytelniczym życiu nowy trend, aby trochę poznawać lepiej nasze korzenie. Wiele ciekawych elementów, o których nie miałam pojęcia, a także zweryfikowanie kilku obiegowych, a niekoniecznie prawdziwych, twierdzeń.

Co kraj, to obyczaj

Ku mojemu zaskoczeniu przeczytałam – a właściwie przesłuchałam, bo wszystkie te tytuły poznałam w wersji audio – wiele książek z serii podróżniczej Wydawnictwa Poznańskiego.

Podsumowanie 2024 roku | fot. Jeden akapit

Do najlepszej zaliczam I cóż, że o Szwecji, ponieważ autorka skupiła się na pewnych elementach Szwecji, w których jest ekspertką – języku i samych Szwedach – i przedstawiła je bardzo dobrze i ciekawie. 

Interesująca była też Rumunia. Albastru, ciorba i wino, z dużym przekrojem tematów, co będzie dobre dla osób, które z tym krajem nie miały dużo wspólnego. Jedynym minusem dla mnie było zbyt dużo informacji praktycznych, typowo dla turysty, które bardzo szybko mogą się zdezaktualizować i które bez problemu da się znaleźć w internecie. Szkoda było na to miejsca.

Również Słowacja. Apacze, kosmos i haluszki bardzo mi się podobała i nie zgadzam się z wieloma opiniami, że za dużo w niej było Czech – oba kraje mają sporo wspólnej historii, więc jest to dla mnie oczywiste. Było kilka zaskoczeń, szczególnie jeśli chodzi o poglądy Słowaków, sporo polityki, która mnie umiarkowanie interesuje, ale tutaj była całkiem strawna.

Szczęśliwy jak łosoś. O Norwegii i Norwegach była teoretycznie ciekawa, ale cały czas miałam wrażenie, że autorka w głębi serca nie przepada za narodem, który opisuje i uważa ich za niezbyt mądrych, co trochę psuło mi odbiór. 

I na koniec Albania. W szponach czarnego orła oraz Macedonia Północna. W rytmie oro, które były napisane ciekawie, ale chyba z racji tego, że są to rejony, które nie interesują mnie ani historycznie, ani turystycznie, jakoś mnie nie porwały i niewiele z nich zapamiętałam, poza tym, że raczej charakterologicznie zdecydowanie bliżej mi do narodów północnych.

Fantastyka

Sporą część mojego czytelniczego audiobookowego życia stanowiły również tytuły z gatunku fantastyki.

Podsumowanie 2024 roku | fot. Jeden akapit

Numerem jeden jest oczywiście Dziewczyna z przeklętej wyspy, czyli kontynuacja przygód Nikity w cyklu Kronik sąsiedzkich, ale z mocnym nawiązaniem do wcześniejszej serii z tą bohaterką. Świetna, dobrze poprowadzona, z ciekawymi bohaterami i fajnymi elementami mitologii greckiej. Wydaje mi się, że jest to w ogóle najlepszy jak do tej pory tytuł z Nikitą.

Przeczytałam też trzy tytuły z uniwersum Powiernika czyli opowiadania Powiernik. Bogowie i stwory oraz Widzący. Bogowie i stwory, które jednak niespecjalnie mnie porwały. Trzeci tytuł to zaś Trzej maszkaronowie, czyli legendarna komedia i stwierdzam to, co pisałam przy podsumowaniu zeszłego roku, że tej serii dobrze robi, gdy główny bohater – Marek Lichocki – w niej nie występuje. Tutaj są stwory słowiańskie, bajkowe i baśniowe, a także sporo humoru. Bardzo to była miła rzecz.

Przesłuchałam również dwie kolejne części serii Necrovet, czyli o zmaganiach małej małomiasteczkowej kliniki weterynaryjnej i jej pracowników z niezwykłymi, magicznymi pacjentami. Dobrze mi się tego słucha, mimo tego że kilka rzeczy niekiedy mi tu zgrzyta.

Podsumowanie 2024 roku | fot. Jeden akapit

Cztery żywioły magii to cztery opowiadania różnych autorek fantastycznych i tak jak poprzedni taki zbiór, czyli Cztery pory magii (przesłuchane w zeszłym roku), fajny do poznania, ale nie zostaje w głowie na zbyt długo.

Dobrze się też bawiłam przy pierwszej części nowego cyklu Anety Jadowskiej, czyli Tajemnicy domu Uklejów, oraz przy Wypiekach defensywnych, w których pojawiła się wzmianka o tańcu irlandzkim hornpipe, co mnie kupiło.

Jednym z rozczarowań była dla mnie niestety twórczość Radka Raka, która jakość zupełnie mi nie podpasowała. Słuchałam Baśni o wężowym sercu, a także Agla. Alef oraz Agla. Aurora i z żalem stwierdzam, że nadajemy z autorem na trochę innych falach. Niby fajnie, niby dobre pomysły, ale jakoś wykonanie mnie nuży. Ale cieszę się, że ma swoich fanów.

Mało poważnie

Nie mogło zabraknąć w moim podsumowaniu również tytułów totalnie niepoważnych.

Podsumowanie 2024 roku | fot. Jeden akapit

I tak wróciłam do serii o Teresce Trawnej, którą poznałam w zeszłym roku. W tym roku sięgnęłam po Efekt pandy oraz Zawsze coś. I tak jak kocham Martę Kisiel w wydaniu fantastycznym, tak stwierdzam, że seria o Teresce jest równie wyśmienita. A za swoją największą zasługę uważam polecenie tej serii mojej koleżance z pracy i jej mamie – obie zaśmiewały się do łez.

Zapoznałam się też z popularną serią fińskiego autora, czyli Czynnik królika (pierwsza część, która była tłumaczona przez angielski, co woła o pomstę do nieba), Paradoks łosia oraz Teoria bobra. Nie powiedziałabym, że były to wybitne dzieła, ani że nie wiadomo jak mnie bawiły, ale czułam jakąś namiastkę sympatii do głównego bohatera, który przypominał mi Sheldona Coopera w tym swoim bardzo poukładanym sposobie życia i podejścia do rozwiązywania problemów odziedziczonego parku rozrywki.

Eksperymenty

I na koniec dwa eksperymenty literackie, na które się poważyłam.

Podsumowanie 2024 roku | fot. Jeden akapit

I tak jak Wyspa Ø była świetna, bardzo w stylu pisarstwa Itala Calvina, rozbijająca czwartą ścianę i typową narrację, mieszającą gatunki, style i całą koncepcję literatury, o tyle Przeklęty królik był dziwny, momentami obrzydliwy podczas lektury, ale jakoś dość szybko uleciał z mojej głowy, co trochę mnie zaskoczyło.

 * * *

Dużo było w tym roku bardzo dobrych lub przynajmniej dobrych lektur, a niekiedy te, które początkowo nie wydawały się godne zapamiętania z czasem nabierały znaczenia i dawały pole do przemyśleń.

Życzę sobie i Wam, aby kolejny rok był czytelniczo ciekawy, otwierający na świat, poszerzający horyzonty – geograficznie, mentalnie, kulturowo.
Wszystkiego dobrego!

A.

Komentarze